KasiaT święte słowa

Najzabawniejsze, że przygotowując ją zakładałam, że poniżej oceny doskonałej nie schodzimy

Na lokatę wprawdzie nie liczyliśmy, bo obiektywnie patrząc są w tej klasie od nas lepsi (jeszcze są

), ćwiczyłam precyzję i efektowność wykonania, a nie sam fakt zaliczenia komendy (bo to wydawało mi się oczywiste - oprócz aportu, bo to miałyśmy niedopracowane). A tu taki zonk
Nie wiem jak z reguły bywa na innych zawodach, ale coś od początku było w powietrzu. I to nie tylko Grandy cieczka. Bo inne psy też fiksowały. Były dyskwalifikacje (nawet wśród mistrzów) były bardzo słabe starty psów, które widziałam wcześniej na treningach i budziły mój zachwyt. Były zaskakujące zwroty akcji i dziwne zahowania czworonożnych zawodników. Nagłe niekontrolowane zejścia z ringu psów, które nie mają zwyczaju oddalać się od przewodnika, były ucieczki z aportem i pomylenia kierunków. W prawym tylnym rogu ringu ewidentnie coś pachniało rozpraszająco, bo wiele psów się tam zawieszało i zrywało kontakt z przewodnikiem. W sobotę kilka psów przerwało start i uciekło z ringu chowając się... pod stołem sędziowskim kiedy niespodziewanie wyszło słoneczko

Poza tym było mokro - w sobotę i niedzielę do południa lało. Granda Hrabianka z zasady na mokrym się nie położy, a co dopiero z napuchniętą brzoskwinią pod ogonem. Dlatego byłam w dzikim szoku kiedy jednak się położyła (wprawdzie w dwutakcie i z ewidentną niechęcią wymalowaną na pyszczydle, ale jednak

) i... nie chciała potem za chiny ludowe wstać

Dlaczego? Nie mam pojęcia i chyba nigdy się tego od niej nie dowiem
Ogólnie polecam takie starty ludziom z poczuciem humoru. My złapałyśmy bakcyla i z pewnością jeszcze nie raz się... pośmiejemy
