przez errato » 2011-09-26, 20:51
jesteśmy, nareszcie w domu! wróciliśmy niedawno od weta, były kroplówki, zastrzyki itd. nie chcę zapeszać, ale nie jest źle: Bella szczęśliwa, że już w domu, dostała środki przeciwbólowe, więc gdyby nie rana na brzuchu, to nie widać, że psina jest po tak ciężkim zabiegu.
powiem Wam, że to jednak straszne przeżycie. pies w takim stanie okropnie cierpi, wyje, szczeka, skomli, w samochodzie skakała mi po wszystkich siedzeniach, wciskała się między przednie siedzenia, a mieliśmy do przejechania ponad 20 km, więc dla mnie trwało to wieczność.
nie wiemy tak do końca, jak do tego doszło. byliśmy wczoraj na wystawie we Wrocławiu. kto był, ten wie, że organizatorzy się nie popisali: za ogrodzeniem stadionu była jakaś strzelnica, w pewnym momencie zaczęły się strzały, trwało to chyba z pół godziny. psy poddenerwowane, ujadające. koszmar! na nasze nieszczęście, bo Bella okropnie boi się wystrzałów. Madziula była świadkiem, jak nie mogłam nad nią zapanować, Bella chciała się schować do ich namiotu. potem wszystko się uspokoiło, pies też doszedł do siebie. wystawiliśmy się i pojechaliśmy do domu. w drodze przerwa na siku, picie i mały spacer. w drodze pies wskoczył mi na kanapę w samochodzie, czego nigdy nie robi, zawsze podróżuje na podłodze, ma tam mnóstwo miejsca (jeżdżę Multivanem). kilka razy zaskomlił i generalnie jakoś tak nie mógł sobie znaleźć miejsca. po powrocie to samo. wypiła jeszcze trochę wody i zaczęła się chować gdzieś pod krzewami, w miejscach, których normalnie nie lubi przebywać. telefon do weta i wizyta. wet ją zbadał, nie stwierdził nic niepokojącego, ale dał zastrzyk przeciwbólowy, żeby zobaczyć, czy objawy ustaną. powrót do domu, tam jeszcze gorzej, wymioty z wody i chowanie się, skomlenie. w międzyczasie musiałam jechać po córkę, trwało to jakieś pół godziny. wracamy, a pies próbuje bezskutecznie zwymiotować i wygląda jak bania! myślałam, że zejdę! pies do auta i na sygnale z powrotem do weta. z drogi telefon, że jedziemy, że to na bank skręt żołądka. w samochodzie koszmar, myślałam, że jej nie dowiozę, złamałam wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. jak dotarliśmy do weta, to w drodze był już chirurg i anestezjolog. Bella od razu dostała głupiego jasia, a ja zostałam wyproszona. resztę już znacie.
na szczęście nie było konieczności rozcinania żołądka, bo nie było w nim treści pokarmowej (pies nie jadł od 24 godz.). wodę i gazy usunęli za pomocą sondy. żołądek był skręcony o 180 stopni, czyli nie doszło jeszcze do pełnego skrętu. nie została też uszkodzona śledziona, co najczęściej ma miejsce przy skręcie żołądka. tak więc w sumie szyte były tylko powłoki brzuszne i skóra. niestety pojawił się wielki problem z krzepliwością, trzeba było podwiązywać bardzo drobne naczynka, które podobno krwawiły jak szalone, więc teraz w okolicach rany jest wielkie krwawe podbiegnięcie, ale mamy nadzieję, że to się wchłonie. nie wiadomo, jaka jest tego przyczyna i będzie to sprawa, którą pilnie będziemy sprawdzać, jak już Bella trochę wydobrzeje. miesiąc temu robiliśmy wyniki i wszystko było w miarę w normie, więc niestety może to być jakaś poważniejsza sprawa.
teraz czekają nas codzienne wizyty u weta, kroplówki, antybiotyk, no i obserwacja psa, bo niestety mogą zdarzyć się powikłania, więc to jeszcze nie koniec. staram się być dobrej myśli, ale jakoś tak coraz mniej sił, a i sama od dłuższego czasu też się kiepsko czuję. pomyślcie o nas ciepło...