
Witam serdecznie!

Niestety coś za coś, ja się kiedyś śmiałam, bo jak w naszym domu pojawiła się moja pierwsza suczka, to skończyło się długie spanie -

a w weekend lubiłam sobie pospać. Wiadomo w pierwszych dniach zdarzało się jej w nocy zrobić w kuchni kałużę (bo tam na początku sypiała), ale z racji tego, że chodzę na 7 do pracy, to wstawałam zawsze o 5 rano, żeby ją zabrać do ogrodu na siku i ...

potem ja szybko do łazienki i przed pracą raz jeszcze na polko! Po jakimś czasie "mała" nauczyła się, że ma grzecznie spać do 5, nie zapomnę pierwszej nocy - kiedy pierwszy raz ze mną spała - po pierwsze - ja wstałam "połamana" bo tak spałam, żeby jej nie zgnieść

a spryciara - punkt 5 rano zaczęła mnie łapką po buzi miziać, że mam wstawać, bo trzeba iść na siku. A jak była starsza to - bardzo dużo by tu opowiadać, może innym razem - jakie miała metody, żeby mnie obudzić i żebym w końcu wstała, bo już koniec tego spania - jak już była dorosła, to w weekend pozwalała mi najdłużej do 8-9 pospać
Natomiast z moim Nemo, miałam podobnie - tylko on lubił mnie nawet po 4 rano budzić! Pierwsze miesiące chodziłam - jak "zombi", bo uwielbiam siedzieć do późna w nocy, a tu kurka rano pobudka! Jednak szczerze, szybko to mija - człowiek zapomina te wszystkie wybryki szczeniaka, no prawie się zapomina

Bo jak tu nie kochać takiego trójkolorka, a jak się kocha - to się

zapomina . Najlepsze było jak chodziłam w lecie w piżamie i do tego rozczochrana po ogrodzie z psem, a tu do sąsiada pracownicy - robotnicy zaczęli się zjeżdżać i trzeba było się kryć

a tu "mały łobuziak" chciał się witać z wszystkimi!
Pozdrawiam i dużo cierpliwości życzę
