przez Sabulina » 2010-11-15, 11:40
Witam wszystkich,
chcę sie z Wami podzielić wydarzeniem z week-endowego spaceru z moją już teraz prawie 6-miesięczną Sabi.
Jest tak ciekawa świata i taka odważna (niczego się nie boi i wszędzie sie pcha), że jak sie okazuje, moje małe niedopatrzenie i dopiero sie dzieje !
Otóż: Byłam z nią na spacerku i puszczona ze smyczy poleciała w chaszcze przy Wale.........Dodam,że juz drudi miesiąc na spacerach ja puszczam, jak nie ma samochodów i wydaje mi sie bezpiecznie....... No więc Sabi poleciała w krzaki, ja spokojnie ide powolutku dalej, a jej nie ma. Wołam, wołam i nic..... Najpiew normalnie, potem juz wołam głośno, coraz głośniej, a Sabi nie ma i nie ma. Nigdy tak nie było. No więc myślę sobie, to nie przelewki, pewnie wyczuła jakiegos pieska i nie wiadomo gdzie poleciała. Szukam, nie ma...... i tak chyba prawie pół godziny, zaraz będzie ciemno, no to juz zaczęłam sie i denerwować, i juz miałam czarne mysli. ..... Możecie sobie wyobrazić co przeżyłam...... jakieś dzieciaki bawiły się w krzakach i do mnie, "co się stało, dlaczego Pani płacze..." (bo juz zaczęłam pochlipiwać), i też się przyłączyli do szukania... Dzwonię po męża, że Sabi zginęła w krzakach i nie mogę jej znaleźć, ........ Dalej szukamy, obeszliśmy cały czas wołając teren naokoło krzaków, troche dalej, dzieciaki biegają, wołają (chórem), i tak coraz ciemniej się robi. I nagle słyszę popiskiwania, ale cichutko, bardzo cichutko, dochodzą gdzieś z krzaków....... A te krzaki takie dzikie, suche, ostre, poplątane....Szukamy, włazimy głębiej w te krzaki (dzikośc totalna), nie mogę się przebić, mąż przyjechał .... taranuje, przełazi i co widzi?... mała w takiej niby studni betonowej, próbuje się wydostać, ale nie może, za wysoka....... mąż ją wreszcie wyjął (niestety za przednie łapy, nie dało rady inaczej), wyłazi z krzaków, ona nie moze iść, bo się plącze.... wyobrażacie sobie? mąż ją wprowadza, wpada na mnie i na dzieciaki, uradowana jak nie wiem co.........
Przypięłam ją do smyczki, i wracała do domu jak trusia przy nodze.....
Na szczęście wszystko dobrze się szkończyło.
Ale miałam stracha !
Sabi jak jest na spacerze jak nei ma innych psów wraca normalnie, jak sa inne psy to musze być czujna. Ale jej ciekawość świata jest taka wielka, że bez oporów właqzi gdzie chce i co gorsza, nie ogląda się za mną. Wszystkei sztuczki, o których mi mówiono na szkoleniu się nie sprawdzają, Sabi ciągle trzeba przywoływać, żeby była blisko, ale sama sie nie pilnuje.
Może macie jakiś pomysł na to, jak ja nauczyć, żeby się pilnowała państwa? (dodam, że stosuję zasadę smakołyków, pieszczot itp jak przychopdzi albo wykonuje zadane polecienie). Jak widze inne pieski, to właściciele nie muszą przywoływać jak spaceruję, tylko pieski sie od czasu do czasu oglądają, kontroluja co sie dzieje z właścicielami, a Sabi nie..... Pewnie wie, ze Pani ją pilnuje i jak gdzieś zboczy, to woła, ale muszę ją nauczyc, żeby sama się pilnowała. A jak teraz postanowiłam, żę nie będe przywoływać (wg zalecenia, niech sie pilnuje, nie deprecjonowac jej imienia i jej nie wołać za często), to w ogóle się nie pilnuje.
Poradzicie coś.