Zastanawia mnie natomiast to, co parę osób przytacza tu jako opis rasy, a mianowicie, że berneńczyk nie może być trzymany cały czas na zewnątrz, bo musi mieć bardzo bliski kontakt z właścicielem.  Czytałam rys historyczny, z którego wynika, że w całkiem niedalekiej przeszłości, bo zaledwie 100 lat temu, psy te były trzymane przy gospodarstwach wiejskich.  Nie wierzę, żeby w wiejskim gospodarstwie ktoś miał na tyle czasu, żeby go poświęcać psu.  Pies, owszem, właściciela pewno przez większość dnia widział w pobliżu, ale jakoś mam wrażenie, że na tym się ten kontakt z człowiekiem kończył.  Pies ten miał jednak całą masę innych bodźców, działających na niego z otoczenia - jak to na wsi.  Teraz my zamykamy nasze psy, wyhodowane na otwartej przestrzeni Alp szwajcarskich, w czterech ścianach naszego mieszkania, czy też domu.  Często musimy go zostawiać w tych czterech ścianach na parę godzin dziennie, jeśli nie samego, to w towarzystwie człowieka, który dostarcza mu wrażeń w postaci gotowania obiadu, sprzątania, oglądania telewizji. Co jeszcze?  Od czasu do czasu go pogłaszcze, czy chwilę się z nim pobawi?  Przecież tak naprawdę, to większość bodźców, życiowo dla psa istotnych, pochodzi ze świata zewnętrznego.  A my mu ich dostarczamy tylko podczas spaceru.  Przecież ten biedny pies się w domu przeraźliwie NUUUUDZI!!!
Nie traktujcie tego, co tu piszę jako jakąś wypowiedź naukową.  To tylko takie moje myśli na bieżąco.  Ktoś się z tym może nie zgodzić, więc chętnie poczytam kontr-argumenty 
Tak sobie jednak myślę, że być może nasze psy są częściej strachliwe przez to, że zawsze przy właścicielu, trzymane są pod kloszem jego opieki, a pozbawione wielorakich wrażeń z zewnątrz?
Pewnie, że od czasów alpejskich minęło już tych sto lat, ale czy my czasem pomału z tego psa rodzinnego nie staramy się mimo woli zrobić psa do towarzystwa?