przez inbloom » 2012-09-02, 22:25
Tak jak piszecie, mialo byc juz tylko lepiej... I bylo lepiej. Tak naprawde od poczatku sierpnia bylo juz fajnie, wyniki badan byly swietne, ropien sie zagoil, a Chaberek chodzil na spacerki jak zawsze. W srode mial bardzo dobry dzien, wtorowal nam w podworkowych pracach. Bylo prawie tak jak za starych dobrych czasow, tyle ze wiecej lezal a nie platal sie pod nogami jak kiedys. W czwartek bylo juz zle, mial rzut choroby. Dostal bardzo wysokiej goraczki, mial problemy ze wstawaniem i chodzeniem. Wyniki badan byly troche gorsze, polecialy leukocyty ale jeszcze bez tragedii. Zyla z wenflonem poszla juz w lecznicy, nie bylo mozliwosci zalozyc innego wenflonu, ten i tak byl zalozony w wewnetrznej stronie uda, wszystkie zyly juz odmawialy wspolpracy. W piatek bylo jeszcze gorzej, nie mial juz sily wstac. Nerki polecialy, watroba tez slabiej, ale nie mial juz goraczki. W sobote bez zmian, wydawalo mi sie ze dosyc ciezko oddycha, jak nie on. Zadzwonilam do lecznicy bo nie wiedzielismy czy z nim jechac czy czekac na poprawe po wlaczonych lekach. Juz sie zbieralismy do wyjazdu. Po 8 minutach po zakonczonej rozmowie z dr Magda dzwonilam w panice ze nie oddycha. Kuba pojechal po pomoc ja podjelam reanimacje. Wszystko na nic. Odszedl na zawsze.
Nikt nie moze w to uwierzyc. My nie mozemy uwierzyc. To sie stalo tak nagle, tak niespodziewanie. Bylismy przekonani, ze to my bedziemy musieli podjac decyzje, ze przyjdzie ten czas. A On podjal ja za nas.
Dzisiaj nie zaluje, ze podjelismy probe leczenia mimo, ze kosztowalo nas to masakrycznie duzo, nie tylko kasy ale tez nerwow, stresow, bulu, smutku, czasu, wyrzeczen. Bylo warto. Dla tego ostatniego miesiaca bylo warto.
On byl wyjatkowy, byl tak proludzki jak zaden inny znany mi pies. Przytulal sie jak czlowiek. Zawsze bylismy dla niego najwazniejsi. Nic i nikt go nie zastapi.
Bardzo dziekuje Wam za wsparcie, to naprawde bardzo wazne. Nie zdawalam sobie sprawy, ze az tak wazne...