A ja właśnie wczoraj wypróbowałam metodę "na chorobę skóry"
dzieciak odskoczył jak oparzony i mam nadzieję, że więcej nie podbiegnie dziewczę do Witta od tylca, skrzecząc i piszcząc tak, że młody dostaje spazmów. A mam po dziurki w nosie edukowania smarkatej, żeby powoli, żeby nie po głowie, żeby nie piszczeć i się nie kłaść na psa .... to była masakra, Witt ostatnio nawet próbował smarkatą pokryć ... Bardzo jej się to podobało
Kiedy odchodziłam z nim stanowczo, potrafiła biec za nami i wołać go do siebie, nie reagując zupełnie na to, co mówię. Ufff .... mam nadzieję, że mamy z małolatą spokój.
Do szału doprowadzają mnie również ludzie (i dzieci i dorośli), którzy z daleka cmokają na psa, gwiżdżą, odzywają się i wołają ciumkającym tonem, ze śliczny, ze kochany ... no na miłość boską - jak ktoś woła do siebie szczeniaka ważącego 50 kilo, to musi liczyć się z tym, że ten ... podbiegnie. Ale wtedy to już zadyma - bo właściciel "nie potrafi zapanować nad psem". I pada pytanie - "dlaczego on nie chodzi w kolczatce?" Tak, jakby kolczatka była panaceum na brak wyobraźni obcych psu ludzi :) No kurza noga, kiedy właśnie pracuję z Wittem nad ignorowaniem bodźców i idzie mu dobrze, a tu nagle 20 metrów przed nami babiszcze woła go po imieniu mimo, ze prosiłam kilkakrotnie, żeby tego nie robiła, bo go puszczę zwyczajnie. No i właśnie ostatniej soboty poleciałam za nim po łące do tej pani jakieś 10 metrów, mam spalone obie ręce od smyczy, na koniec upadłam w psią kupę (oczywiście nie Witta, bo po nim własnoręcznie sprzątam), pies wyrwał się z moich spalonych rąk i pobiegł całym pędem do ciumkającej pani. Zasłoniła się koszykiem na zakupy i z krzykiem się cofała. Nie było to przyjemne, ale jednego jestem pewna - więcej go nie zawoła
moje ręce się zagoją, z Wittem trzeba dużo pracować, a kolejną panią mam z głowy
eehhh ... można by tak długo :)
ale faktem jest, że z egzemplarzem odważnym, przyjaznym i towarzyskim bywa ... hhmmm uciążliwie :) na szczęście berneńskie spojrzenie i kochające serducho równoważą wszystko