Ja jestem totalnym laikiem w kwestii szkolenia psów. Redi trafił do nas jako 'pies-uciekinier' i faktycznie spuszczony ze smyczy zachowywał się, jakby mu się torpeda w tyłku włączała. Absolutnie nie reaogował na nic - na nasze wołania, smaczki, ani na otaczający go świat (np. samochody).
Pisałam już o tym w swoim wątku -
viewtopic.php?f=117&t=5472&start=40Moja metoda okazała się (przynajmniej w kwestii Rediego) nad wyraz skuteczna. Dziś nie mam żadnych problemów z przywołaniem, 'profilaktyczne' ucieczki poszły w zapomnienie
Czasem ma taki dzień, że muszę wołać go 3 razy - jak już łaskawie przyjdzie do mnie - bezdusznie
pada komenda 'siad' i 'zostań' - i odchodzę. Po jakiś 50m zaczyna się kręcić i jak ten szpieg szoguna chyłkiem po krzakach idzie za mną. Jeszcze się czasem odwracam i karcącym tonem oznajmiam, że wracam sama do domu, bo nie chciał przyjść do mnie. Oczywiście szybko odpuszczam, bo serce miękkie (i oczywiście tak naprawdę nie mam zamiaru go zostawić, tylko dać nauczkę)
Może metoda dziwna i sceptycy też się znajdą, ale proszę mi wierzyć - u nas dała fenomenalne efekty - a psa mam raptem 3 miesiące
Powodzenia