przez maat » 2007-10-25, 02:14
My z Toy pracujemy z dziećmi już 5 rok, Amba od roku. W szkole specjalnej mamy dzieciaki niepełnosprawne intelektualnie (głębokie i średnie upośledzenia) i ruchowo, oraz w ośrodku dla dorosłych dwoje podopiecznych: jeden autystyk i dziewczyna wymagająca rehabilitacji ruchowej i głęboko upośledzona. Nie jestem ani rehabilitantem ani pedagogiem. Zawsze pracuję z opiekunami. Niestety mimo lat pracy nie udało mi się stworzyć idealnego zespołu delty, czyli stałej współpracy : dziecko-pies z przewodnikiem-rehabilitant. Idealny zespół to taki, w którym opiekun dziecka albo grupy byłby koordynatorem zajęć i prowadzącym. Bardzo obciąża mnie równoczesne kierowanie psem i reagowanie na potrzeby dzieci. Ale mimo to możemy opowiadać o sukcesach.
Przygotowanie psa oprócz posłuszeństwa wymaga dużego treningu pracy w dużych rozproszeniach i ćwiczeń odporności na różne zdarzenia takie jak nacisk, szarpnięcie, nagły hałas itp. Sporo pracy włożyłam w naukę aportowania i podawania przedmiotów, bo Toy nie była urodzonym aporterem jak większość berneńczyków. Amba uczona podawania bardzo wcześnie ( od 7 tyg.) nie miała takich problemów. Podobnie ciągnięcie - psy ciągną pyskiem i "zaprzęg" z kółka hula-hop nałożonego na dziecko w pasie i przypiętego smyczą do szelek. No i oczywiście "sztuczki" do przełamywania lęków. Ważne są komendy na odległość.
Nie pracuję z żadną zorganizowaną grupą. Początkowo było stowarzyszenie, ale się rozpadło i mimo różnych prób stworzenia takiej grupy, pozostałam w szkole i ośrodku na zasadzie porozumienia i wzajemnego zaufania z nauczycielami. Do istniejących grup zraża mnie to, że natychmiast jak powstają wchodzą w konflikty między sobą, tak jakby jedni drugim chcieli wykazać, że są do niczego. Na przykład pomysł z zawodem dogoterapeuty. O co tu chodzi? Model delty dobrze się sprawdza w świecie, ale my wymyślamy coś, co według mnie służy jedynie temu, żeby jedni mogli a inni nie, prowadzić dogo-, kyno-, czy jak to zwał.
I jeszcze jedno. Nigdy moich " dziewuszek" nie traktuję jak narzędzia. W dużej mierze pozwalam im na własne zdanie co do podejścia do dzieci. Pozwalam im być zmęczonym, pozwalam się przestraszyć, pozwalam na niechęć. Oczywiście nie mówię tu o reakcjach skrajnych. Takich być nie może. Czytam CSy(sygnały uspokajające)obserwuję zachowanie i tłumaczę dzieciom, że pies nie chce czegoś zrobić bo...To też edukacja. Uczę, że pies to żywe stworzenie i coś boli albo przestraszy. Dzięki temu udaje nam się nawiązywać więź, coś, co trudno opisać.
Bardzo się cieszę, ze tyle nas i że ten wątek zaczyna żyć.