przez Vel_Pan_Rekin » 2009-02-10, 16:20
Nie mamy szczęścia do pogody. Radiesteta wskazał nieduże zakole na samym wylocie z Gorzowa o długości +/- 50 m, i powiedział, że na 85% ciało jest przy łagodniejszym łuku (ale to już z praw geografii wynikało - pamiętam, że podczas robienia patentu żeglarskiego tez nam opowiadali, że tak się robią nanosy z piasku), ale że na pewno tam. Chodziliśmy dziś w sześć osób z lornetkami.
Niestety, mimo że u nas w tej chwili nie ma dużo lodu na Warcie, płynie kra z wyższych odcinków, co stwarza dodatkowe trudności i niebezpieczeństwo. A z krą płyną tony śmieci i gałęzi; miejscami tworzą się wiry. W takich warunkach i przy takiej widoczności trudno dostrzec cokolwiek, a On; Jego ciało raczej jeszcze nie jest przy tafli. Według specjalistów może ważyć dopiero koło 60 - 65 kg. Wiem, że to "dopiero" dziwnie tu wygląda, ale strażacy mówią, że nasz Synek może i do 100 kg dojść przy takich warunkach nim Jego ciało gazy wyniosą na powierzchnię :(
Jakby tego było mało,podczas poszukiwań zaczął padać gwałtowny deszcz ze śniegiem, potem tylko wielkie płaty śniegu utrudniające widoczność. Nie udało nam się poniekąd przez to zwodować motorówki - trochę baliśmy się wzniecać większe młynki, by nie ruszyć ciała, a trochę byłoby ryzykowne poruszanie się wśród płynącej kry. Czekam dziś na kontakt z radiestetą.
Żołądek podchodził mi dziś kilka razy do góry, bo coś czerwonego mi mignęło przy powierzchni (śmieci), a On miał apaszkę...
Dziękuję za otuchę. Myśl, że nie jestem sama i wysyłącie swoje fluidy i energię naprawdę jest dla nas cenna. Ciągle walczymy, pierwsze łzy opadły: poza płaczem i żalem do Losu zaczyna się bunt. Przecież nie chcemy Go zabierać przyrodzie; chcemy Go na chwilę mieć jeszcze dla siebie, a potem złożyć i oddać Naturze. Czy to na pewno tak dużo?
Może jestem durna, ale napełnia mnie strasznym smutkiem myśl, że On leży tam pod wodą, że strasznie Mu zimno...