przez aurorabea » 2015-08-11, 14:06
Witam serdecznie po długiej nieobecności :)
Post mój będzie zbiorem pewnych obserwacji mojego psa, które każą mi myśleć, iż być może trzeba interweniować. Postaram się, aby był składny i logiczny, a za wszystkie odpowiedzi i porady z góry dziękuję. TO po kolei.
Godrey, niektórym z Was znany, jest typowym (z charakteru) berneńczykiem: radosny, żarłoczny, pocieszny, kochający swoich ludzi, bywa niepokorny, nieagresywny. No i właśnie. O ile za ostatnie dam sobie rękę uciąć, to czasami dla ludzi z zewnątrz może się wydawać inaczej. O co chodzi. Kwestie są dwie, być może powiązane ze sobą.
Byliśmy w przedostatni weekend na wakacjach w Krościenku. Przyjęła nas bardzo miła Pani, która akceptuje u siebie zwierzęta. Oprócz naszego Godreya był jeszcze jego berneński kolega Pax. Na początku nie było żadnych problemów. Zwierzaki się przywitały, zaskarbiły miłość obecnych (byli jeszcze inni wczasowicze) i wszystko byłó cacy. Co czasu. Otóż w pewnych momentach Godrey zaczął (chyba) stróżować. Jak jacyś nowi goście wchodzili, to podchodził / podbiegał i obszczekiwał. Godreya obszczekiwanie ma to do siebie, że zawsze trzyma dystans, zawołany wraca i jak podejdzie ponownie z nami do obszczekanego osobnika, powącha, da się pomiziać i ogólnie są już kumple. PO pierwszych dwóch sytuacjach (co ciekawsze druga się zdarzyła, jak w nocy nie rozpoznał właściciela i na niego szczeknął) uznaliśmy, że hola hola nie ma wolnego biegania po podwórku, bo inni nas zlinczują. jedni państwo (a właściwie Pan) został obszczekany jak wyszedł na balkon i później bał się zejść na dół. I teraz będzie stara jak świat śpiewka: ja wiem, że on nikomu krzywdy nie zrobi no ale inni tego nie wiedzą, więc tak być nie może. CO gorsza Pax leżał jak aniołek a mi tylko ręce opadały, o co w ogóle Godreyowi chodzi. A i zdarzyło się jeszcze, że dziewczynka (jakieś 12 lat), którą już dobrze znał i się z nim i Paxem bawiła, była na końcu podwórka i zaczęła biec w naszą stronę, a na to durny Godrey też wstaje, podbiega i szczeka i skacze jak ta pierdzielona sarna. Na szczęście dziecko nie przestraszyło się, zinterpretowało zachowanie psa jako zachęta do zabawy (bo też tak było), roześmiała się, zgromiła psa, że ma nie szczekać i się zamknął. A ja dziękowałam Bogu, że takie mądre dziecko to było. Oczywiście wina moja, bo nie zauważyłam zamiarów psa (zazwyczaj jestem jego 2 ruchy przed nim), który mimo dobrych intencji, inne dziecko mógł nieźle przestraszyć.
Druga kwestia (chyba powiązana) to podobne akcje czasami (bardzo sporadycznie) na spacerach. Tutaj należy podkreślić, że Godrey jak już szczeka, to szczeka na mężczyzn ale też nie wszystkich. Bo nawet w Krościenku, na niektórych nowych Panów reagował radośnie, na niektórych wcale, a na niektórych szczekał. Tak samo na spacerach. Zdarzyło się parę razy, że nagle Godrey uznał jakiegoś Pana za nie wartego zaufania lecz obszczekania. Nie jestem pewna na sto procent ale chyba za każdym razem był wtedy spuszczony ze smyczy. Raz tylko się zdarzyło ze zaszczekał na chłopców na rowerach, którzy się nagle (podczas wieczornego spaceru) koło nas pojawili.Wysnuwam sobie jakieś teorie, że mnie pilnuje, choć nie wiem jak do tego ma się bycie lub nie na smyczy (bo się po prostu aż na tyle nie znam). Dodam również, że jego szczekanie nie zawiera warczenia, szczerzenia kłów, takie 'hał hał' i śmieszne podskakiwanie (z odległości około metra) jak sarenka. Zazwyczaj panowie się z tego śmieją i problemu nie ma. Tak jak mówię, jak już podejdziemy z psem razem, to czasami wciąż szczeka ale jak widzi, że dla mnie Pan jest ok, no to w końcu przestaje. Ale jest jeden pan, ktróego spotykamy regularnie na spacerach i na niego szczeka zawsze.
Co do tej pory z tym robiłam. Sytuacja z Krościenka jest dla mnie kompletnie nowa. Jeździliśmy z psem już nie raz *wyjazdy około tygodniowe). Czasami tam na kogoś szczeknął, no ale szybko przestawał. DOm prowadzimy praktycznie otwarty (:D) Mnóstwo nowych osób, czasami ma z którymiś problem, który nie trwa dłużej niż kilka minut. W krościenku byliśmy 4 dni i pierwszy raz widzieliśmy, że komuś to przeszkadza, więc pojawiła się refleksja.
Kwestia ze spacerami istniała od samego początku. Zawsze mam przy sobie smaczki, więc jak Godrey był jeszcze młody, to zawsze obszczekiwany delikwent dostawał smaczki do łapki, aby ułaskawił psa. Teraz się tego trochę boję, bo to szczwana bestyja jest, i żeby sobie nie wykoncypował, że jak będzie szczekał na ludzi, to smaczki będzie dostawał. Aktualne podejście jest takie, że mówię mu 'nie wolno', jak się uciszy - smaczek. Gorzej jak taka osoba przejdzie, no bo wtedy przestaje szczekać raczej sam z siebie, niż z tego, że zrozumiał, że nie szczekamy na niewinnych przechodniów.
Sytuacja z Krościenka była chyba typowym przykładem stróżowania ale zupełnie nie wiem, jak ją ugryźć. W domu mu zabronić stróżować? chyba bez sensu. Na razie upominamy go jak szczeka na znane osoby, które są za płotem (jak wejdą to już nie ma problemu), bo takie zachowanie też się zdarza. Czasami nawet swojego Pana stojącego za płotem obszczeka :D Nie wiem, czy to pomoże w opisie sytuacji ale obszczekuje też przejeżdżające samochody.
Ogólnie od początku to raczej tępiliśmy ale raczej nie aż tak konsekwentnie (to zapewne był błąd), bo uznaliśmy, że pies w końcu ma prawo do stróżowania własnego podwórka. Nie jest też tak, że szczeka non stop. Co śmieszniejsze, jest jednym z najmniej szczekliwych psów we wsi.
Dodam jeszcze, że od małego, naszym głównym punktem wycieczek były skałki krakowskie (mieszkamy nieopodal), a dokładnie dolinka bolechowicka. Mnóstwo ludzi, psiarzy, chyba raz się zdarzyło, jak Godrey był jeszcze mały, że w trakcie spaceru jakiegoś Pana oszczekał i raz siedząc w dolince też podbiegł do nowoprzybyłego jegomościa i postanowił zaznaczyć swoją obecność szczekaniem.
No i tyle. Mam nadzieję, że wszystko zawarłam. I teraz moje podstawowe pytanie brzmi: czy powinnam się martwić?