przez Gapcio » 2013-10-17, 20:46
Bardzo Wam dziękuję.
Cały czas zadajemy sobie pytanie, czy zrobiliśmy wszystko, aby Gapcia uratować.
Gapa wszystko zawsze robił energicznie - to była taki płomyk, taka iskra. Nie chodził, tylko biegał i skakał, szalał - zawsze w dobrym humorze, zawsze szczęśliwy. Entuzjazm go rozsadzał. Jadł też zawsze tak gwałtownie, jakby mu zaraz mieli zabrać.
Tego dnia po kolacji dostał na deser kostkę. Jak zawsze zabrał ją z miski i pobiegł na swoje miejsce na trawniku. Po kilku godzinach zaczął dziwnie kaszleć. Stał na rozstawionych łapach ze spuszczoną głową i kaszlał.
W lecznicy stwierdzono, że kostka utkwiła poniżej przełyku.
Lecznica wezwała do Gapy wsparcie - kostkę wydobywało łącznie pięcioro weterynarzy. Wyciągnęli ją (pod narkozą) jakąś specjalną metodą, mniej inwazyjną. - Dobrze, że tak szybko - usłyszeliśmy w lecznicy. - Kilka godzin później zdążyłoby spuchnąć i już byłoby po nim.
Po wybudzeniu Gapcio był otępiały. Jak to po narkozie. Wciąż dziwnie kaszlał. To miało być normalne: miał podrażniony przełyk.
Nagle po prostu umarł.
Pięciu weterynarzy jednocześnie.
Jak on miał połknąć tę kostkę przy skręcie żołądka?
Ostatnio edytowano 2013-10-17, 21:55 przez
Gapcio, łącznie edytowano 1 raz