Upały dają nam się wszystkim we znaki. Spacerujemy teraz o wiele wcześniej niż zwykle. Po powrocie nie wyściubiamy nosa z domu aż do późnych godzin wieczornych, chociaż nawet o 20.00 termometr wskazuje 30 st.
Rano, gdy wychodzimy z domu ulice są jeszcze puste, nie jeżdżą samochody i nie widać ludzi. Jednak na naszym kawałku nieba ktoś nie śpi, ktoś się przemieszcza w przestworzach.
Rześki poranek i trawa mokra od rosy dają fajne uczucie świeżości.
Codziennie punktualnie o 6.00 przelatuje nad nami samolot wiozący pasażerów z południa na północ.
Ale nie tylko samoloty fruwają nad nami. Przeganiamy również ptaszyska z trawy - a co! niech nie próżnują!
Mamy wrócić? ok!
Goran, poczekaj! I tak cię dogonię!
A widzisz? Szybciej Goran, szybciej! za mną!
Pańcia mówi, że na Barbórkę takie pióropusze jak mój ogon przypinali sobie górnicy....
ale podobno w innym miejscu
Goranku, powiedz mi, nad czym tak rozmyślasz? wspominasz?
Lubimy naszą przylotniskową łąkę.
Wszystko co dobre szybko się kończy i czas wracać do domu. Wędrujące po niebie słońce przypieka coraz bardziej, a w domu czeka miska pełna świeżutkiej wody
cdn.