Mam taki dylemat. Może pomożecie mi rozwiać moje wątpliwości....
A zatem na początek kawałek naszej historii
Dwa lata temu kupowałam Benia wraz z ówczesnym niedoszłym mężczyzną mojego życia. Dostałam psa na urodziny, w "pełnej" rodzinie spędził rok. Po roku rozstałam się z ówczesnym partnerem, i suma sumarum zostaliśmy z Beniem sami, we dwoje.
Oczywiście widziałam, że psiak odchorował ten odmienny stan rzeczy. Tak, jak na samym początku (może pamiętacie) pisałam o lęku pozostawiania samego w domu, o tym,jak poniszczył kilka rzeczy i fragment domu - czyli próba otwierania drzwi przez demolkę włącznika światła itd.... tak po rozstaniu z chłopakiem Benio przeżywał nawrót dolegliwości zostawania samemu gdy wychodziłam na studia (ofiarą padło kilka ksiażek, zlał się kilka razy, próbował zrobić podkop pod drzwi i scianę :) ). W tej chwili jest opanowany, potrafi zostać samemu w domu prawie cały dzień, rodzice go doglądają, nawet już nie szczeka z niepokoju i coraz mniej wyje z tęsknoty.
Ale a propos tęsknoty.
Życie mi się tak ułożyło, że najprawdopodobniej przeniosę się do Wawy. Na początku czerwca byłam tam kilka dni (byłam na przesłuchaniu do Mazowsza - przyjęto mnie i po prostu zaczynam tam pracę). Benio tęsknił. Był spokojny, owszem,szukał mnie, nasłuchiwał, czy wracam - ale jak wróciłam w poniedziałek, widziałam, że kulał. Poszłam z nim natychmiast do weta, bo to oczywiście była ta łapka, która się ślimaczyła (kaletka stawowa lewego łokcia). Dostał zastrzyk, kilak tabletek przeciwbolowych. Przeszło już drugiego dnia, wet w sumei nic nie stwierdził. Natomiast moja sąsiadka podsunęła mi myśl, że to mógł być "mesydż" w stylu - pańcia wracaj, kuleję, zaopiekuj się mną. Cóż, zastanowiło mnie to.
Początkowo miałam jechać do Wawy na miesiąc próbny, i pomyślałam, że po miesiącu Benia ściągnę do siebie. Ale z tego co wiem, planowane są miesięczne wyjazdy z koncertami, i po prostu będzie to w tym roku a wykonalne
Zapadła decyzja, że tak jak przy normalnym moim wychodzeniu do pracy czy na studia - rodzice się nim zaopiekują. Tyle tylko,że teraz kompleksowo. I tu mam problem.
Rodzina ma ochotę Benia rozpuszczać. Ja nie pozwalam mu żebrać przy stole, podkarmiać - oczywiście gdy ja nie widzę, wszyscy mu podtykają pod pychol smakołyki. Może nie jakieś przesadne ilości, ale jednak. Mówię, żeby Beniowi nie pozwalać stawać na dwóch tylnych łapach - pozwalają mu na to. Pilnuję, żeby pies nie biegał i skakał po zjedzeniu posilku - oczywiście męczę psa. Tak samo,jak męczę go komendami, żeby "zasłużył" na jakiś smakołyk.
Wczoraj, jak wróciłam z Wrocławia usłyszałam, że pies zaliczył glebę na asfalcie, bo wybiegł z pola rzepaku i nie widział krawężnika.
Najnormalniej w świecie zaczęłam się obawiać o byt Benia w domu z moją rodzinką
Może jestem przewrażliwiona? A jak on się za mną zatęskni? Jak sobie zrobi krzywdę i nikt mu nie pomoże? Możecie mnie jakoś uspokoić?
pomijam już fakt, że sama się za nim zatęsknię okrótnie