Ciekawa literatura

Moderator: Anirysova

Ciekawa literatura

Postprzez Szam » 2008-03-04, 12:49

O RASIE:

Berneński pies pasterski Adam Janowski link

Berneński pies pasterski wyd. Galaktyka link

Berneński pies pasterski. Poradnik opiekuna Margit Burner link


ROZRÓD:

Rozród psów - Praca zbiorowa pod red. Andrzeja Dubiela
http://www.larix.lublin.pl/product_info ... ts_id/3801

"Rozród psów i odchów szczeniąt" Anna Nalazek (bardzo ciekawa książka)
Wydawca: Przedsiębiorstwo HANA-PRESS - Bogdan Ludowicz, 64-000 KOŚCIAN, Rynek 2, tel. (+48 65) 512 74 82

„Genetyka w praktyce – poradnik dla hodowców psów” Malcom B. Wills



* Książki będę dododawać do swojego postu a inne posty usuwać, żeby nie było bałaganu
Ostatnio edytowano 2008-03-04, 16:08 przez Szam, łącznie edytowano 3 razy
Avatar użytkownika
Szam
 
Posty: 3082
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-24, 17:36
Lokalizacja: Rzeszów / okolice
psy: Jamajka, Lulu, Hummer, Gina & aussiki

Postprzez Wanda » 2008-03-04, 13:55

"Rozród psów i odchów szczeniąt" Anna Nalazek (bardzo ciekawa książka)

Dawno szukam tej książki,czy ktoś wie gdzie można ją kupić?
Avatar użytkownika
Wanda
 
Posty: 1982
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-25, 13:21
Lokalizacja: Rumia
psy: Beta(*),Dracoh(*),Basma,Ginnger,Hocus,Denzel,Lara
Hodowla: Szczęście Ty Moje

Postprzez Wanda » 2008-03-04, 13:59

Bardzo, bardzo chętnie. Ona chyba nie jest gruba, bo niechciałabym Ci robić kłopotu ale gdybyś mogła :mrgreen: bardzo ładnie sie uśmiecham. Wszelkie koszty pokryje.
Avatar użytkownika
Wanda
 
Posty: 1982
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-25, 13:21
Lokalizacja: Rumia
psy: Beta(*),Dracoh(*),Basma,Ginnger,Hocus,Denzel,Lara
Hodowla: Szczęście Ty Moje

Postprzez anula » 2008-04-16, 10:57

Wanda napisał(a):"Rozród psów i odchów szczeniąt" Anna Nalazek (bardzo ciekawa książka)

Dawno szukam tej książki,czy ktoś wie gdzie można ją kupić?


To gdzie ją można kupić?
Avatar użytkownika
anula
 
Posty: 7352
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-05-09, 17:46
Lokalizacja: Toruń
Hodowla: Astrolabium

Postprzez Beata i Fiona » 2008-04-16, 10:59

anula napisał(a):
Wanda napisał(a):"Rozród psów i odchów szczeniąt" Anna Nalazek (bardzo ciekawa książka)

Dawno szukam tej książki,czy ktoś wie gdzie można ją kupić?


To gdzie ją można kupić?

przyłączam się do pytania :->
Avatar użytkownika
Beata i Fiona
 
Posty: 2367
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-04-30, 12:22
Lokalizacja: Radlin
psy: TREY, VARIA i KAGURA von Romanshof & YARA
Hodowla: von Romanshof

Postprzez Betty i Bax » 2008-04-16, 11:09

obawiam się, że może być ciężko - książka wyszła w 1999r - pewnie tylko na allegro albo w antykwariatach
tutaj można zobaczyć okładkę - przy przeszukiwaniu półek dobrze jest wiedzieć czego się szuka :)
Avatar użytkownika
Betty i Bax
 
Posty: 901
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-02-26, 14:21
Lokalizacja: Kraków
psy: Bax[*], Eddi[*], Kortez

Postprzez Vel_Pan_Rekin » 2008-04-16, 11:30

Ja co prawda tylko mialam pozyczona, ale polecam (z punktu widzenia kompletnego laika):

Gary C.W.England "Rozród i położnictwo psów według Allena"
Over Dieren, Simmons Curt "Berneński pies pasterski"
Susie Green "Co mówi mój pies czyli jak zrozumieć język psa" TUTAJ
Eva Maria Bartenschlager "Zdrowe żywienie psów"
Inki Sjösten "Posłuszeństwo na co dzień" TUTAJ
Avatar użytkownika
Vel_Pan_Rekin
 
Posty: 1763
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-26, 06:34
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.

Ciekawe artykuły

Postprzez Vel_Pan_Rekin » 2009-09-17, 18:42

Mam taką propozycję: by podrzucać tutaj artykuły, które uważamy za ciekawe i warte przeczytania; czasem podczas dyskusji rzucamy jakieś linki, które potem umykają w ogólnej wielości rzeczy na forum, a wyszukiwarka ponoć na tym "silniku" nie pociągnie. Więc może warto stworzyć taki PRZYSZPILONY wątek, w którym takie sprawy byłyby zebrane.

Dyskutować je można by było już w poszczególnych - nowostworzonych lub starszych - tematycznych linkach.

Ja pierwsza:

Rak kontra pies
Maciej Sas

17-08-2009, , Mój Pies: 9/2009 (216)strona: 70

Lekarze weterynarii mają dla nas dwie wiadomości: złą i dobrą. Zła jest taka, że co trzeci z naszych psów zachoruje na nowotwór. Dobra: onkolodzy coraz więcej z nich potrafią uratować


Gdybym mógł pracować 24 godziny na dobę, to nie odchodziłbym od stołu operacyjnego, bo tylu jest pacjentów z nowotworami – mówi Leonard Gugała, lekarz weterynarii, chirurg onkolog ze Szczecina. Trudno jednak precyzyjnie określić ich liczbę. Dlaczego? – Nie były u nas dotąd przeprowadzane badania na dużej grupie zwierząt – wyjaśnia dr Wojciech Hildebrand, onkolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. – Ale właśnie powstaje Polski Rejestr Nowotworów Zwierząt [patrz ramka – red.]. Za 2-3 lata będziemy wiedzieć, ile psów choruje i na jakie nowotwory. Będziemy też sprawdzać, czym są żywione i w jakich warunkach żyją.
Jednak o skali ataku, jaki nowotwory przypuściły na psy, świadczą badania przeprowadzone w Europie Zachodniej. Według nich co trzecie zwierzę zachoruje na nowotwór, a co piąte nań umrze.

Dlaczego chorują
Przyczyny są podobne, jak u ludzi, a więc: zatrute środowisko, wady genetyczne, nieodpowiednie żywienie i styl życia oraz... stres. Nawet jeśli pies ma predyspozycje do nowotworu, to układ odpornościowy ma szansę obronić go przed chorobą. Jednak przewlekły stres może spowodować, że automatyczny stróż nie zadziała. Jest też inny czynnik, o którym zapominamy, a moglibyśmy go choć po części wyeliminować. Słabe zwierzęta rodzą coraz słabsze dzieci. Ludzie ratują niedożywione szczenięta, a potem ich nie sterylizują.
Poza tym, jeśli jakaś rasa występuje rzadko, jest prawdopodobieństwo pokrewieństwa między rodzicami. – Może to ujawnić cechy recesywne, doprowadzić do spotkania słabych genów. Dlatego psy rasowe, zwłaszcza rzadkich ras, są bardziej narażone na nowotwory – ale to wymaga dokładnych badań. Dziś na pewno wiadomo już, że są rasy predysponowane do raka, np. boksery, rottweilery, dobermany, owczarki niemieckie. Z kolei jamniki chorują rzadziej – wylicza wrocławski lekarz.

Na co chorują
Suki najczęściej zapadają na nowotwory listwy mlecznej – gruczolaki i gruczolakoraki. Sprzyja temu wielokrotnie powtarzająca się ciąża urojona i podawanie leków hormonalnych, nie zawsze rozważne. Dlatego skutecznym środkiem zapobiegawczym jest wczesna sterylizacja. Natomiast samce często cierpią na nowotwory prostaty.
Do powszechnie występujących nowotworów należy też rak skóry. – Powłoka skórna jest najbardziej narażona na szkodliwe czynniki zewnętrzne, a więc światło ultrafioletowe i substancje chemiczne – mówi zwierzęcy onkolog.

Jak wykryć w porę
Należy systematycznie oglądać psa i nie lekceważyć żadnych guzków, które pojawiają się na jego ciele. – Jeżeli mają mniej niż centymetr średnicy i znikną w ciągu 3-4 tygodni, to nie ma problemu – wyjaśnia dr Hildebrand. W przeciwnym razie trzeba się wybrać z psem do lekarza, który go zbada, a jeśli ma wątpliwości, zrobi biopsję. Potem konieczne jest badanie cytologiczne.
Nowotwór wewnątrz ciała też można zauważyć. Jego symptomy to choćby nawracające wymioty i biegunka, a także większe pragnienie (pies więcej pije) i częstsze oddawanie moczu.
U starszych psów (u dużych od piątego, a u małych od ósmego roku życia) warto od czasu do czasu robić oznaczenia morfologii w kierunku białaczki, raz w roku USG jamy brzusznej, a u suk badać listwę mleczną.

Czy to się leczy
Jeszcze kilkanaście lat temu chore na nowotwór zwierzę zostałoby uśpione. Dziś walczy się o jego życie. Jakie są rokowania? Wszystko zależy od rodzaju guza. Guzy łagodne powstają w jednym miejscu, nie powodują żadnych odczynów, chirurg może je łatwo usunąć. Nie wolno z tym zwlekać. – Czekanie może doprowadzić do tego, że np. łagodny włókniak na szyi pod wpływem nieustannego drażnienia obrożą zmieni się we włókniakomięsaka. I już mamy nowotwór złośliwy. Są przerzuty, może być za późno – tłumaczy dr Wojciech Hildebrand.
Zgadza się z tym dr Dariusz Jagielski, onkolog chemioterapeuta z SGGW w Warszawie: – W społeczeństwie oraz niestety w środowisku lekarskim pokutuje przekonanie, że guza lepiej nie ruszać. W efekcie potem się okazuje, że na jakiekolwiek sensowne działanie jest za późno. I stąd bierze się przekonanie, że leczenie nowotworu u psa jest nieskuteczne. Generalnie im wcześniej podejmie się odpowiednie działania, tym skutki są lepsze.
Dr Hildebrand podaje przykład pacjenta, który z chłoniakiem (nowotworem węzłów chłonnych) żyje już 3,5 roku. – Leczyłem około 300 psów, które miały chłoniaka. Długość remisji, czyli wycofania się zmian, jest coraz większa. Na początku psy żyły kilkanaście tygodni. Teraz średnio 12-14 miesięcy. Wynika to oczywiście z coraz większej mojej wiedzy, ale też z coraz lepszych leków.
Spośród trzech metod leczenia raka u psów: operacyjnej, chemio- i radioterapii, w Polsce niedostępna jest tylko ta ostatnia. – Niestety, nie dysponujemy odpowiednim sprzętem, jest za drogi – ubolewa dr Hildebrand. – A szkoda, bo poprawia ona komfort życia, a patologiczne zmiany zmniejszają się albo znikają zupełnie. Na razie właściciele psów z Polski, by ją zastosować, muszą pojechać za granicę – do Wiednia, Postojnej w Słowenii albo do kliniki w Hoffheim koło Frankfurtu nad Menem w Niemczech.

Gdy jest za późno
Wielu właścicieli, których psy dosięgła zabójcza choroba, zadaje sobie pytanie: jak długo utrzymywać zwierzę przy życiu? – Jeśli jesteśmy w stanie uwolnić chorego psa od bólu i głodu, to dobrze. Jeśli jednak nie może jeść, czy nieustannie wszystko zwraca, powinno mu się ulżyć – uważa dr Hildebrand. Lekarze mają do dyspozycji bardzo silne leki przeciwbólowe, które mogą psu podać. Ale pojawia się wątpliwość natury etycznej, czy powinno się utrzymywać go przy życiu na siłę, „bo czekam, aż córka wróci z Anglii”, „bo nie wyobrażam sobie życia bez psa”... Każdy musi rozważyć to w swoim sumieniu.

Nowa broń w walce z rakiem skóry
Naukowcy opracowali lek, który powinien pomóc psom cierpiącym na nowotwory skóry. Palladia to pierwszy taki specyfik stworzony specjalnie dla czworonogów.
Badania wykazały, że lek jest skuteczny u ponad 20 proc. pacjentów cierpiących z powodu raka skóry. Niszczy tzw. komórki tuczne guza, co powoduje jego kurczenie się. Na razie stosuje go niewiele klinik weterynaryjnych, bo wciąż jeszcze jest testowany. Producent i amerykańskie władze mają jednak nadzieję, że już w 2010 r. będzie powszechnie dostępny. Jesienią ma być testowany w Polsce. GK


Polski Rejestr Nowotworów Zwierząt
Projekt ma służyć zwierzętom i ludziom. Zakłada połączenie siecią czterech akademickich ośrodków weterynaryjnych w Polsce, Instytutu Weterynarii w Puławach i Centrum Onkologii w Warszawie, co umożliwi szybką wymianę wiadomości. Pozwoli to wskazać, jakie nowotwory i w jakich rejonach kraju występują u zwierząt. Dzięki temu będzie można stworzyć model ostrzegania przed zagrożeniem nimi u ludzi (zwierzęta żyją krócej, więc np. wpływ zanieczyszczenia środowiska ujawnia się u nich wcześniej). Dla samych zwierząt korzyść z rejestru będzie głównie taka, że ułatwi on konsultowanie trudniejszych przypadków.
– Chciałbym też włączyć do projektu lekarzy praktyków – mówi dr n. wet. Dariusz Jagielski, onkolog z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie, przewodniczący sekcji onkologicznej Polskiego Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii Małych Zwierząt. – Chodzi o to, by lekarz weterynarii w każdej chwili mógł się połączyć telefonicznie albo napisać mail do osoby, która np. robiła badania histopatologiczne czy leczyła podobne przypadki. Chcielibyśmy, by system ruszył na początku 2010 r., ale to zależy od pieniędzy i logistyki. Mam nadzieję, że projekt stanie się forum współpracy i wymiany doświadczeń dla lekarzy weterynarii oraz źródłem wiedzy dla właścicieli naszych pacjentów. MS
Maciej Sas
Avatar użytkownika
Vel_Pan_Rekin
 
Posty: 1763
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-26, 06:34
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.

Re: Ciekawe artykuły

Postprzez Vel_Pan_Rekin » 2009-09-23, 19:41

viewtopic.php?p=164448#p164448


Po chwili namysłu postanowiłam jednak zacytować:




Polecam lekturę. Jednocześnie proszę o przyszpilenie tego wątku u góry. Mam nadzieję, iż będzie on informacyjny.
Avatar użytkownika
Vel_Pan_Rekin
 
Posty: 1763
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-26, 06:34
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.

Re: Ciekawe artykuły

Postprzez iwona_k1 » 2009-09-23, 20:31

Tak,ja także czytałam ten artykuł i jestem za powstaniem takiego watku ale nie wiem czy dożyję dnia kiedy taki rejestr powstanie... :roll:
Avatar użytkownika
iwona_k1
 
Posty: 4394
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-11-23, 21:27
Lokalizacja: Sosnowiec
psy: Ursa Puchate Kreple,Zorn(*) Agis Petkowskie Wzg

Re: Ciekawe artykuły

Postprzez iwona_k1 » 2009-09-23, 20:33

Ostatnio edytowano 2009-09-23, 21:11 przez iwona_k1, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
iwona_k1
 
Posty: 4394
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-11-23, 21:27
Lokalizacja: Sosnowiec
psy: Ursa Puchate Kreple,Zorn(*) Agis Petkowskie Wzg

Re: Ciekawe artykuły

Postprzez Vel_Pan_Rekin » 2009-10-19, 13:45

Mam dwa artykuły, według mnie dość ciekawe. Może niekoniecznie o zdrowiu, ale nie chcę dublowac tego tematu w innych wątkach.

Podam je jeden pod drugim, żeby łatwiej się czytało.

Zwierzę bardzo domowe
Barbara Pietkiewicz

Polityka - nr 15 (2396) z dnia 12-04-2003; s. 92
Społeczeństwo / Obyczaje


Schodzimy na koty
Świat schodzi z psów na koty. Coraz więcej ludzi żyje w pojedynkę. I to jest bardzo ważna spośród przyczyn przechodzenia na koty. Kot jest błogosławieństwem dla samotnych, bo przytulny i łatwy w obsłudze.


Ich liczba w angielskich domach w ciągu ostatnich dziesięciu lat wzrosła do 10 mln, podczas gdy psów zmalała do 6,5 mln. W Australii 32 proc. gospodarstw domowych ma kota, niewiele mniej w USA. Mniej więcej w co czwartym domu mieszka kot w Szwajcarii, Belgii, Francji, Kanadzie. Koty ma 9 proc. domów niemieckich, 17 proc. duńskich. Polska jest na czele tej listy. Aż 33 proc. polskich domów trzyma kota.

Pierwsza przyczyna przejścia z psów na koty jest prozaiczna. Ludzie nie mają czasu, a jak są starsi to i sił, na psy. Bo psa trzeba wyprowadzać. Coraz mniej w mieście miejsc, gdzie pies mógłby złożyć kupę, świat bowiem się betonuje i wykłada równą kostką. Trzeba schylić się i zebrać z chodnika produkt wydalania, a kręgosłup chciałby w tym czasie posiedzieć w fotelu.

Kotu wystarczy kuweta i sztuczny piasek. Tony tego żwirku rozkładają się na hałdach śmietnikowych, gdyż żwirek jest rozpuszczalny. Człowiek nie musi się męczyć z taszczeniem do kuwet prawdziwego piasku.

Są puszki i suche karmy dla kotów małych, młodych, w wieku średnim i starych. Dla chorych na nerki, cierpiących na zęby, otyłość, zaparcia, na cukrzycę, wątrobę i wszelkie inne przypadłości. Koty mają do wyboru pudry, zasypki, kremy, szampony, pasty do zębów, lakier do pazurów i tysiąc innych przedmiotów. Zbudowano potężne laboratoria zajmujące się pożywieniem kota i fabryki, które to wszystko produkują. Wszystko jest dobrze pomyślane na odcinku kota. Stał się on zwierzęciem wygodnym.

Dumny, niezależny

Europa samotnieje – i to jest druga przyczyna, znacznie poważniejsza, przejścia na koty. Samotność z psem jest prosta jak z telefonem komórkowym: on dzwoni – ty odbierasz. Psu rozkazujesz, on słucha – obronny, policyjny, ratowniczy czy zgoła kanapowy. Kot – nie. „Ani gazety nie przyniesie – pisze Marek Nowakowski w „Opowieści o kocie Gacku” – ani służyć na dwóch łapach nie zechce. Koty są niezależne i dumne. Uczyć się głupich sztuczek nie chcą z prostego powodu. Godność im nie pozwala. Nie odpowiada im rola błaznów i fagasów. Aprobują jedynie uczciwe partnerstwo. Nie narzucają się nigdy”.

– Człowiek – mówi Marek Nowakowski – podlega tylu presjom i ciśnieniom, a tu widzi zwycięskiego osobnika innego rodzaju.

„Jeśli los ci doskwiera boleśnie/i rozwściecza znajoma tępota/to zrób to co słyszałeś już wcześniej/weź kota,/ jeśli wkoło panoszą się wieprze/i rozrasta się zwykła hołota/to zrób co dla ciebie najlepsze/weź kota. Jeśli ci kryzys zdrowie rujnuje/lub zawiodła cię bliska istota/to zrób to co niewiele kosztuje/weź kota,/ jeśli zbyt ci samotność dokuczy/a twe serce w rozterkach się miota/to znajdź coś, co ci miłość wymruczy/weź kota” – pisze Franciszek Klimek, krakowski poeta i miłośników kotów.

Ludzie przechodzą na koty spragnieni partnerstwa w świecie, w którym wszystko można kupić pięknie opakowane, idealnie dostosowane, perfekcyjnie pomalowane, ulegle poddające się pieniądzom. Za kota również można zapłacić, ale kupić go w niewolę – już nie. Jeśli nie zechce przyjść na kolana, nie zmusisz go do uległości.

I to jest ludziom żyjącym wśród posłusznych przycisków do otwierania wirtualnych światów – potrzebne.

Pogromca jonów

Kot jest jak odgromnik. Bo kiedy jednak raczy przyjść do człowieka na kolana, spływa po nim z człowieka napięcie, strach i zimno samotności.

Jeśli kot nie musi wyjadać resztek z pobliskich śmietników, gdy jest odrobaczany, ma czystą miskę i kuwetę, sprzyja ludzkiemu zdrowiu. Dzięki właściwościom elektrostatycznym działa jak odkurzacz – zbiera z powietrza alergeny. To nieprawda, że ich sierść szczególnie uczula. Są po prostu osoby, które uczulone są niemal na wszystko, w tym także na sierść kota.

Kot układając się na bolącym miejscu (skądś wie, gdzie boli), służy człowiekowi swą termoterapią. Ma niesłychane właściwości. Odbiera światło, dźwięki, drobne ruchy powietrza, zapachy, temperaturę, dotknięcia w warunkach, gdy człowiek niczego nie widzi, nie słyszy, nie rozpoznaje. Znakomicie orientuje się w przestrzeni, jakby miał w mózgu radar. Spada na cztery łapy, obracając się w powietrzu o 180 st. Umiera zawsze cicho, nie skarżąc się na ból i szukając odosobnienia.

„Śpisz kocie z Cheshire?/– Staram się./– No, to śpij, tygrysie gorejący w gęstwinie nocy. Nie będę ci przeszkadzał./– Leżę na rękawie twojego surduta. Co będzie, gdy zechcesz wstać? Uśmiechnął się./– Odetnę rękaw!” – pisze Andrzej Sapkowski w „Złotym popołudniu”.

– Miłość do kotów przyjmuje się od rodzin jak wszystko inne. Koty od dzieciństwa były w moim stałym krwiobiegu życia – mówi Marek Nowakowski. – Pewnie w związku z tym tak interesowałem się ludźmi. A i kotami. Nie mówię, że psami nie. Ale koty przez swą odrębność inne były i od ludzi, i od psów. Psy żyją z ludźmi w większym zespoleniu, bardziej prostym, a koty – w bardziej tajemniczym.

Jeśli się kota nigdy nie miało i słyszy się, że on jest wredny, zagryza we śnie i przywiązuje się do miejsca, nie do człowieka, to mówi się: kotów nie lubię.

Gdy dziecko przynosi jakiegoś trzy ćwierci do śmierci zdechlaka, to każe mu się wywalić go z powrotem na ulicę. Lecz czasem dziecko płacze i błaga, więc dobrze, mówimy, niech na trochę zostanie, znajdziemy mu dom.

Kara w bucie

Lecz zdechlak już dom znalazł, a po kilku dniach widzi się, że dom bez kota był wyszczerbiony. Później okazuje się, że kiedy ulubiony przez kota domownik wyjeżdża, kot popada w apatię, nie chce jeść. Kiedy domownik wraca, zostaje surowo ukarany za nieobecność kupą w bucie. Kot umie czekać przy drzwiach na ulubionego, gdy on wraca z pracy, jakby miał w kocim rozumie zegarek. Nie cierpi zamykania w pokoju i szybko uczy się skakania na klamkę, bezczelnie sobie otwierając. Bywa, że wyćwiczy technikę otwierania łapą kranu z wodą. Bywa wcale nierzadko – sikania do sedesu albo do otworu w umywalce. Pewien kot, gdy go właściciele zabierali w weekendy na działkę, to musieli też taszczyć kupioną specjalnie muszlę umywalki do postawienia na ziemi, bo on życzył sobie sikać tylko do tego urządzenia.

Najbardziej tajemniczą sprawką kota jest jego uśmiech. Jak zauważyła Alicja w Krainie Czarów uśmiechający się kot z Cheshire odchodzi, a jego uśmiech wciąż widać odczepiony od kota i to zdaniem Alicji jest, doprawdy, zdumiewające.

Pod habitem św. Gertrudy

Inkwizycja prześladowała koty – sługi diabła, pomocników czarownic. Dopiero, gdy okazało się, że koty są ratunkiem przed dżumą, bo tępią szczury, dano im spokój, a nawet zyskały patronkę – św. Gertrudę, przeoryszę klasztoru w Nivelles.

Spokój zamienił się jednak w obojętność. Fundacja Animals wielokrotnie prosiła księży, żeby powiedzieli w kazaniu słowo w obronie dręczonych, głodzonych, bitych kotów, psów i koni. Lecz one nie mają duszy. Ich niepotrzebne cierpienie nie warte jest ambony.

– Kościół będzie musiał zmienić swój stosunek do zwierząt – mówi ksiądz Stanisław Musiał, który odkrył radość przyjaźni z kotką Kasjopeą. – To było zawalenie się mojej dotychczasowej konstrukcji piramidalnej świata: z człowiekiem na szczycie i z podporządkowanym mu stworzeniem. Tak widział rzeczywistość stworzoną św. Tomasz z Akwinu i inni teolodzy, wszyscy rzekomo w oparciu o przesłanie biblijne. Lecz tak nie jest. Każde stworzenie ma życie od Boga i nie jest skazane na zależności pańszczyźniane od innych. Taka będzie, jak mi się zdaje, teologia XXI wieku. Chrześcijaństwo będzie musiało zmieć swój stosunek do zwierząt. Tego nauczyła mnie Kasjopea.

Można przysiąc, że lubi koty ksiądz Jan Twardowski, który mieszka przy kościele Wizytek w Warszawie, tam gdzie odbywa służbę Bogu siostra „zewnętrzna” Anna Teresa Godlewska. Gdy siostra wychodzi z zakonu do świata, taszczy karmę dla bezdomnych kotów. I aparat. Fotografuje koty uliczne z zaułków, placyków, podwórek warszawskich. Ma u siebie rezydentów trzech – Tycjana Ząbkowskiego, Topcię Mirabelównę i barona de Beszamela, mocno obfotografowanych. Jest mistrzynią kociej fotografii, jedną z następczyń Jana Styczyńskiego, który w latach 50., gdy portretować należało przodowników pracy, odważył się wziąć pod obiektyw tak nieważne dla sprawy socjalizmu obiekty jak koty. Siostra Anna Teresa należy do tysięcy karmicielek kotów w Warszawie i w Polsce.

Są wśród nich karmicielki z warszawskich Powązek. Od 30 lat na ten warszawski cmentarz przychodzi codziennie inna osoba z jedzeniem dla kilkunastu mieszkających tam kotów. Karmią koty dyskretnie, z dala od cmentarnych ścieżek, dają środki antykoncepcyjne, żeby się nie rozmnażały. Dzielą się dyżurami. Kiedy ktoś ze starszych umiera albo brak mu już sił, zastępuje go ktoś nowy. To przeważnie inteligenci z Żoliborza i Woli. Jeśli kto dokarmia koty, z dużym prawdopodobieństwem można sądzić, że to inteligent nie z pierwszego pokolenia i rdzenny warszawiak. Koty prześladują ci, którzy przyjechali do miasta ze wsi i ludzie z niskim wykształceniem – mówią.

W ubiegłą Wielkanoc zauważyli, że wiele kotów chodziło z poranionymi łapami. Ktoś stawiał na cmentarzu wnyki. Ksiądz dyrektor cmentarza odmówił komentarza. Panie opiekujące się grobami były przerażone. Brak kotów na cmentarzu to inwazja szczurów.

Krystyna Sienkiewicz, aktorka, a także psiara i kociara, zamierza w ogrodzie swego domu wystawić pomnik karmicielki. Będzie to kobieta w średnim wieku, dźwigająca torby jak siostra Teresa albo pchająca przed sobą dziecinny wózek Zofia Porębska, która wozi tak karmę z Mokotowa do powsińskiego parku codziennie w świątek i piątek od 30 lat. Albo też Marianna Ekiert, która od kilkunastu lat karmi koty przy Domu Słowa Polskiego w Warszawie. Pieniądze ma gorzej niż nędzne. Coś dostanie, coś utarguje. Sama je byle co. Kupuje kurze korpusy, gotuje je i tnie nożyczkami na małe kawałki. Ma dłonie zdeformowane od cięcia.

Teresa Wasiak handluje na bazarze. Co utarguje, idzie na koty. Obchodzi z karmą kilka ulic w pobliżu drukarni. Żywi ich z półsetki. Zaraz niedaleko operuje Ewa Pełka. Karmi, leczy i sterylizuje. Spotkało ją szczęście. Dostała stałą pracę szatniarki w operze i ma kilka domów do sprzątania. Zarabia na własną rodzinę i koty.

Bywają karmicielki-zakały. Wyrzucają niejadalne dla kota resztki pod parterowe okna bloków, gdzie one gniją i śmierdzą; wybijają z satysfakcją wszystkie szyby piwniczne. Nie kastrują kotów, bo to grzech. Spotykając się z agresją, co jest chlebem powszednim karmicielek, odpowiadają jeszcze większą.

Bywają takie, które chcą być niewidzialne. Stawiają przezroczyste, jak najmniej widoczne pojemniki z karmą. Przemykają się chyłkiem w nocy lub o świcie. Tak karmią zwykle karmiciele – mężczyźni z tytułami, różni docenci, profesorowie.

Polskie koty – masowo wyrzucane na ulicę, gdzie czeka je rychła śmierć, bo nie nauczą się już nigdy polować ani walczyć z innymi o dostęp do śmietnika, topione, trute, łapane w sidła, murowane żywcem w piwnicach, karmi coraz więcej ludzi. Dlaczego? Ponieważ nie mogąc nic poradzić na bezmiar biedy i opuszczenia starają się temu zaradzić na własny sposób, w małej skali. W miniaturze, na parterze. – Pytają nas, dlaczego nie pomagacie dzieciom? Bo koty nie mają swojej orkiestry świątecznej pomocy, odpowiadamy – mówi pani Leonia Kasprzyk z warszawskiego Bródna.

Lecz karmią również dlatego, że karmienie kotów staje się sposobem na życie. Można się tu czuć potrzebnym i oczekiwanym bez miary.

Kociarstwo nowoczesne

Karmi – wbrew pozorom – cała masa młodych ludzi. Wielu odwozi chore do lekarza własnymi samochodami. Szuka domów i sponsorów, łożąc na to wszystko z własnej kieszeni.

Marta Staniszewska jest młodą prezeską dużej firmy handlującej lekarstwami. Przy ścianie poleciła zbudować domki dla kotów, które bynajmniej nie szpecą firmowego budynku. Wewnątrz jest pomieszczenie dla kotów chorych i po operacjach. W eleganckim biurze zawsze panoszy się kilku futrzastych rezydentów i nikogo już nie dziwi, że któryś z nich uczestniczy w negocjacjach handlowych. Pani prezes przyjeżdża do firmy po pracy, żeby odbyć wieczorne karmienie, zawieźć któregoś na zastrzyk, któregoś wypuścić z izolatki. Nie zapomina także o kotach parkingowych i śmietnikowych.

Polskie karmicielki piszą do pisma „Kocie sprawy”, że przekonały sąsiadów do swych działań. I że mogą nawet liczyć na pomoc dotychczasowych wrogów kotów. Ze szkoły podstawowej przy ul. Staffa w Warszawie dzieci donoszą, że mają Prezesa, kota rezydenta, który przechadza się po szkolnym korytarzu. Fundacja Canis informuje redakcję pisma „Kocie sprawy”, że w ubiegłym roku wysterylizowała 900 kotek, dzięki czemu zapobiegła urodzeniu się 10 tys. bezdomnych kociąt.

Canis, założone przez Danutę Skarbek i Annę Wydrę, uzyskuje pieniądze od gminy i sponsorów, by pomagać karmicielkom, ale tylko tym, które za fundusze fundacji kastrują też bezdomne koty. Danuta trzyma stadko kotów w małym mieszkanku – własnych i czekających na przygarnięcie. Narzeczony z Holandii poprosił ją o rękę i wyjazd do jego kraju. Powiedziała mu, że nie zostawi tu kotów samych, nie umiałaby, byłaby nieszczęśliwa. Jest sprawna, skuteczna, komputerowa i szybka, mimo bardzo poważnej choroby kręgosłupa. Nowy typ kociary: żadnych wózeczków, żadnych auteczek, sama racjonalność. Miłosierny skalpel chirurga to dla kotów nadzieja – twierdzi Canis – aby rodził się tylko szczęśliwy kot. Ten, na którego czeka jakiś człowiek.

Barbara Pietkiewicz
Avatar użytkownika
Vel_Pan_Rekin
 
Posty: 1763
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-26, 06:34
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.

Re: Ciekawe artykuły

Postprzez Vel_Pan_Rekin » 2009-10-19, 13:56

Pod psem
Joanna Podgórska, Agnieszka Sowa [wsp.]

Polityka - nr 25 (2559) z dnia 2006-06-24; s. 4-12

Zwykle myśli się, że psy rasowe mają lepiej. To mit. Produkowane są fabrycznie, po jak najniższych kosztach. Nadprodukcja zasila schroniska. Psy mnoży się w Polsce bez opamiętania. Na rozwiązanie psiego problemu gminy wydają coraz więcej pieniędzy. Ale to nie znaczy, że zwierzętom jest lepiej. Zarabiają komercyjne schroniska, z których część to po prostu zakłady utylizacji psów.

Kiedy Piotr Mikuć zobaczył Milkę, był pewien, że nie żyje. Na śniegu leżał obciągnięty białą skórą szkielet. – Dogi nie kładą się na śniegu – mówi. Ale Milka nie mogła wstać. Miała 20 kg niedowagi, anemię, rany odleżynowe, była potwornie zapchlona. Gdy Mikuć wezwał policję, komendant przekonywał go, że pies „nie ma źle”, na dworze jest tylko w dzień, na noc zamykają ją w piwnicy. Na szczęście miał odznakę inspektora weterynaryjnego, więc bez dalszych dyskusji zabrał Milkę właścicielom. Piotr Mikuć jest lekarzem weterynarii, a przy klinice prowadzi małą hodowlę dogów. Sprzedał Milkę półtora roku temu i będąc w okolicy chciał sprawdzić, jak się ma.

Fakt, że hodowca interesuje się losem sprzedanych przez siebie zwierząt, nie jest regułą. Żeby pies miał rodowód, hodowca musi być zrzeszony w Związku Kynologicznym i przestrzegać restrykcyjnych zasad. Szczeniaki są wówczas drogie, ale zysk niewielki z powodu wysokich kosztów (dobra karma, leczenie, szczepienia, odżywki, wystawy), dla większości rzetelnych hodowców jest to raczej hobby lub dodatkowa działalność. Za nieprzestrzeganie reguł grozi wykluczenie ze Związku. Ale po pierwsze – reguły można omijać, po drugie – kontrole są rzadkie (obowiązkowe są tylko kontrole miotów, bez których nie dostanie się metryki), po trzecie – przypadki wykluczenia są skrajnie rzadkie, po czwarte wreszcie – można nie należeć do Związku i produkować psy bez rodowodu, półrasowe, ćwierćrasowe, w typie rasy itd. I wtedy można już wszystko. Teoretycznie suki nie powinno się dopuszczać częściej niż raz w roku. Ale można przy każdej cieczce, żeby uzyskać jak najwięcej miotów, aż padnie z wycieńczenia. Można karmić byle czym, nie leczyć, nie szczepić, sfałszować książeczkę zdrowia, trzymać zwierzęta w klatkach, w budach, na działkach, w piwnicach.

– Na hodowlę nie trzeba mieć licencji, nie ma kontroli ani ewidencji – mówi Tadeusz Wypych z Fundacji Azylu pod Psim Aniołem. – Można robić, co się chce. Facetowi w Lubelskiem padła hodowla nutrii, to w tych samych klatkach zaprowadził hodowlę yorków.

Od kilku lat w lokalnej prasie ukazuje się coraz więcej relacji z makabrycznych fabryk psów. Rok 2002. Łask – wielorasowa hodowla. Gdy przez kilka tygodni do psów nikt nie zaglądał, mieszkańcy zawiadomili policję. Osiem psów już nie żyło, pięć skrajnie wyczerpanych odebrano, przeżyły trzy. Suwałki – podobna sprawa. Psów nie karmiono co najmniej miesiąc. Połowa padła. Sąd nałożył na właściciela 2 tys. zł grzywny i zakaz działalności hodowlanej na 3 lata. Poznań – 20 sznaucerów trzymanych w mieszkaniu w bloku. Rok 2003. Białystok – na działce niezadaszone boksy metr na pół metra, a w nich po dwa psy. Rok 2004. Bałdrzychów – kobieta, która kupiła szczeniaka, zaalarmowała TOZ, bo pies wyglądał jak szkielet obciągnięty skórą, był zarobaczony i zagrzybiony. Po interwencji okazało się, że reszta psów jest w takim samym stanie. Właściciel był zrzeszony w Związku. Rok 2005 – głośna likwidacja hodowli w Otwocku. Było tam 60 psów hodowanych do walk, niektóre w strasznym stanie, pokaleczone, na wpół zagryzione. Rok 2006 – TOZ, Animalsi i przedstawiciel Związku Kynologicznego odebrali psy z hodowli, która nie spełniała żadnych warunków (niezabezpieczone przed wiatrem i deszczem boksy, psy źle karmione i zarobaczone). Właścicielka uważa, że może nie było idealnie, ale psom nic nie zagrażało, a Związek – zamiast jej pomóc – dokonał samosądu.

Coraz głośniejsza jest sprawa hurtowni działającej w Starym Polesiu niedaleko Warszawy. Właściciel na internetowych aukcjach oferuje psy wszelkich ras. Nabywców nie wpuszcza na teren hodowli, spotyka się z nimi na mieście albo wynosi szczeniaki przed bramę. Jeden z internautów pisze, że kupiony tam szczeniak już pierwszego dnia trafił do kliniki w ciężkim stanie. Kobieta, która zamówiła telefonicznie trzymiesięczną suczkę rasy golden retriever, odebrała osowiałego, przerażonego szczeniaka, który potem okazał się samcem, mieszanką golden retrievera z owczarkiem podhalańskim. Pies miał przepuklinę, został zbyt wcześnie odłączony od matki, źle przyswajał pokarm.

Kolejny problem to przemyt. W kwietniu tego roku duńską opinią publiczną wstrząsnął reportaż z polskich hodowli, fabryk psów nastawionych na maksymalne zyski. Co roku w Danii rejestrowanych jest ok. 1200 szczeniaków z Polski, prawdopodobnie drugie tyle ginie po drodze. Przewozi się je skrępowane, z pyszczkami zaklejonymi taśmą. Niedawno w Szwecji zatrzymano przemycany w ten sposób transport psów. Czwórka Polaków dostała kary od pół roku do roku więzienia. Tam nie działa paragraf „o niskiej szkodliwości społecznej czynu”.

Żeby była podaż, musi być popyt. Według badań OBOP, w miastach już 21 proc. właścicieli psów mówi, że kupiło je od hodowcy (znajdy to 9 proc., a schroniskowe sieroty tylko 5 proc.). 34 proc. deklaruje, że głównym motywem decyzji o posiadaniu psa był fakt, że podoba się jakaś rasa. A tym, czy się podoba, czy nie, rządzą mody. Po filmie „101 dalmatyńczyków” przyszedł boom na tę rasę, yorki stały się czymś w rodzaju żywej laleczki Barbie. Trend może wykreować obecność psa jakiejś rasy w telewizyjnej reklamie albo fakt, że posiada go ktoś popularny. Moda mija i część właścicieli wymienia psa na nowszy model, jak telewizor czy kanapę. Rodowód nie jest już żadną gwarancją.

Z piekła do raju

To, czy rasowy pies trafi do piekła czy do raju, jest kwestią przypadku. Może trafić jak szczeniak labradora Frodo, którego zwyrodniali właściciele odesłali do hodowcy pocztą w kartonie, bo miał wadę ogona (nie przeżył 16-godzinnej podróży). A może stać się klientem luksusowego Spa dla Kota i Psa na warszawskim Ursynowie, gdzie za zabiegi pielęgnacyjne płaci się nawet kilkaset złotych. Ale i tu jest wydzielone stanowisko dla psów ze schroniska.

– Współdziałamy z ludźmi, którzy zajmują się adopcjami. Doprowadzamy do ładu brudne, skołtunione psy po przejściach, żeby miały szansę zyskać nowy dom – mówi Karolina Kajdanowicz. – Także osobom, które adoptowały psa, oferujemy pierwszą wizytę za zwrot kosztów. Część z tych psów to kundle, ale coraz częściej trafiają się rasowe.

Coraz więcej ich w schroniskach. Od kilku lat powstają wyspecjalizowane fundacje opiekujące się konkretnymi rasami. Agnieszka Pawlicka z Krakowa przez całe życie miała rottweilery. Jako inspektor TOZ często wizytuje schroniska, więc gdy pierwszy raz zobaczyła tam psa tej rasy, zabrała go, podleczyła i znalazła mu nowy dom. Potem był drugi, trzeci, wreszcie schroniska same zaczęły dzwonić, że mają rottweilera. Razem z koleżanką, Magdą Lesiak, założyły fundację Rottka, uratowały już ponad 50 psów. Czasem zwierzęta są w strasznym stanie. Dwa psy wzięte ze schroniska w Krzyczkach ważyły po 20 kg, podczas gdy normalna waga tej rasy to 40–50 kg. Odkarmiają, leczą, sterylizują, ustawiają psychicznie i bardzo starannie wybierają nowy dom, żeby pies znowu nie trafił na ulicę.

– Rottweilery padły ofiarą mody z lat 90. – mówi Agnieszka Pawlicka. – Rozmnażano je totalnie, trafiały do przypadkowych ludzi, a to jest trudna rasa, lubi dominować. Zaczęły się pogryzienia i zagryzienia. Po każdym takim wypadku kilkanaście psów ląduje w lasach i na ulicach.

Gdy moda mija, także hodowcy pozbywają się resztek produkcji. Niedawno dziewczyny z Rottki miały sygnał, że właściciel zmienia profil hodowli i chce odstawić do schroniska trzy rottweilery. Gdy okazało się, że w schronisku nie ma miejsc, oświadczył, że sprzeda je na sadło. Był już nawet chętny. Jechały po zwierzaki w nocy. Rodowodowe psy, których ojcem był światowy champion, były tak zagłodzone, że nie mogły chodzić, wymiotowały świńską skórą.

Inicjatywa Adopcja Dogów Niemieckich zaczęła się od przypadku z hodowlą. Trzy lata temu środowisko miłośników tej rasy zelektryzowała wiadomość, że kilkanaście psów wegetuje w koszmarnych warunkach, w rozmnażalni produkującej masowo szczeniaki różnych ras.

– Pojechałam tam – wspomina Beata Kucharczyk, współorganizatorka inicjatywy. – Psy były wszędzie. Małe w domu, długowłose w klatkach i kojcach na śniegu, dogi w chlewie na betonowej podłodze zasłanej warstwą odchodów. Właściciele ucieszyli się, że ktoś chce kupić dogi. Pochodziły z pobliskiej hodowli zarejestrowanej w Związku Kynologicznym, która nagle zakończyła działalność. Sprzedawała całe mioty do Chin. Wolę nie wiedzieć, co się tam z nimi działo. Potem w Chinach zmieniły się przepisy celne i zostali z całym stadem.

Beata Kucharczyk z koleżanką kupiły dwa psy i zawiadomiły TOZ, Urząd Gminy oraz Inspekcję Weterynaryjną. Resztę psów wykupiono przez podstawione osoby, bo właściciele szybko zorientowali się, komu zawdzięczają inspekcję. To były pierwsze adopcje, a potem już poszło. Udało się uratować 70 psów. Wszystko opiera się na wolontariacie i drobnych wpłatach od miłośników rasy.

„Miłosierdzie” gminy

Psy rasowe to coraz większa, ale wciąż marginalna część problemu, jakim w Polsce od lat są bezdomne zwierzęta. Prawo nie pomaga w jego rozwiązaniu, przeciwnie, sankcjonuje koszmar. Z jednej strony są humanitarne deklaracje, z drugiej niejasne przepisy i makabryczna praktyka. Jest ustawa o ochronie zwierząt, z zapisem, że „zwierzę nie jest rzeczą”, która mówi, że zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom oraz ich wyłapywanie należy do zadań własnych gmin. Przy czym przepisy o wyłapywaniu są dość szczegółowe, a o opiece niezwykle lakoniczne. Poza tym nie jest to zadanie obowiązkowe. Jest też ustawa o utrzymaniu porządku i czystości w gminie, która mówi o organizowaniu ochrony PRZED bezdomnymi zwierzętami. Zwierzęta traktowane są tu jak rodzaj plagi, z którą trzeba się uporać. I tak to najczęściej rozumieją lokalni urzędnicy.

Zazwyczaj dzieje się tak, że rada gminy podejmuje uchwałę o wyłapywaniu i organizuje przetarg na firmę, która ją zrealizuje. Wyłapane zwierzęta powinny teoretycznie trafić do schronisk. Ustala się jednorazową opłatę, którą hycel dzieli się ze schroniskiem. Albo i nie, bo może zwierzę zlikwidować nielegalnie na własną rękę albo jeszcze lepiej wypuścić, odłowić ponownie i zainkasować opłatę jeszcze raz, albo i parę razy. Gmina nie interesuje się wyłapanymi zwierzętami, nie prowadzi ewidencji psów, którymi teoretycznie się opiekuje. Tylko 12 proc. uchwał gminnych wymienia docelowe schronisko. Przeznaczenie na ten cel jednorazowej opłaty oznacza, że jest to koszt uśpienia i utylizacji psa. W Kołbieli zastępczyni wójta, planując wezwanie hycla, wprost informowała radnych, że „zlikwidowanie jednego psa kosztuje ok. 600 zł”. W Łużnej radni przerażeni faktem, że złapanego psa trzeba odstawić do schroniska za opłatą, uznali, że państwo jest nadopiekuńcze, i zastanawiali się, czy by nie wprowadzić jakiegoś „prawa miejscowego”.

Pole do nadużyć jest ogromne. Komercyjne wyłapywanie zwierząt stało się nową formą przedsiębiorczości. Na samym Mazowszu jest to rynek szacowany na 5 mln zł rocznie.

„Ustawa o ochronie zwierząt realizowana jest w praktyce jako rutynowa utylizacja żywych zwierząt w ramach gospodarki komunalnej gmin” – czytamy w raporcie „Hycel 2004”, który opracował Tadeusz Wypych z Fundacji Azylu pod Psim Aniołem. Nawet przepisy o gminnych koncesjach na prowadzenie schronisk wymieniają je łącznie z utylizacją śmieci, padliny i oczyszczaniem szamb. Po publikacji raportu wyszła na jaw porażająca skala zjawiska. Porównanie ewidencji zwierząt wyłapanych z przyjętymi do schronisk i przyjętych do schronisk z przebywającymi w nich pokazało, że tysiące psów rozpłynęły się w powietrzu. Nie wiadomo, ile z nich to „martwe dusze”, czyli zwierzęta odłowione i przyjęte fikcyjnie, a ile jak najbardziej realnie uśmiercono. Raport z zeszłego roku, który Tadeusz Wypych właśnie opracowuje, pokazuje, że zjawisko to się nasila.

– Przykładów jest mnóstwo – mówi. – Choćby schronisko w Wołominie na 20 psów. Przerób roczny wyniósł prawie 400 sztuk. Pytam: gdzie reszta? Poszła do adopcji. Do kogo? Nie powiedzą. To mogły być adopcje za pomocą strzykawki albo tępego narzędzia.

W przypadku trzech schronisk – Krzyczki, Chrcynno i Ostrów Mazowiecka – gdzie przepadło najwięcej psów, skierowano doniesienia do prokuratury. Wszystkie trzy umorzono, bo prokurator nie był w stanie ustalić, co się stało z brakującymi psami. Sprawę schroniska w Chrcynnie niedawno wznowiono, bo jeden z byłych pracowników zeznał, że 50 psów zabito tam młotkiem.

Z początkiem czerwca krakowski TOZ, inni działacze ochrony zwierząt i dziennikarze (w tym wysłanniczka „Polityki”) jadą do Krzyczek na inspekcję. Pod zamkniętą bramą czeka kilkanaście osób. Policja, wezwana przez prezes krakowskiego oddziału TOZ Jadwigę Osuchową, nie chce interweniować, bo na bramie wisi tabliczka: „Schronisko czynne od 14 do 16”. Za betonowym murem psy jazgoczą, smród nie do zniesienia. Trwa wielkie sprzątanie, odór lizolu wyeliminował poprzednie zapachy.

Idziemy ścieżką do lasu. Kilkanaście ruchów szpadlem i jeden z interweniujących wykopuje martwego kota. Następny jest duży, kudłaty, rudy pies.

Ekshumacji próbuje zapobiec prowadzący schronisko w Krzyczkach prezes Fundacji Eko – Fauna Zdzisław Lach. – Nie wiem, kto zakopał martwe zwierzęta. Może ktoś nam nieżyczliwy podrzucił to w nocy – mówi lekarz weterynarii Cezary Witeszczak, współpracujący ze schroniskiem.

Brama uchyla się dopiero o 14, działacze są wpuszczani na teren trójkami, bo tak stanowi regulamin schroniska. Jednak prezes Lach odmawia pokazania dokumentacji schroniska. W końcu po wezwaniu koparki udaje się odnaleźć zwłoki 45 psów i jednego kota. Właściciel i kierowniczka schroniska kończą dzień w kajdankach. Ta interwencja w Krzyczkach i jej finał to precedens.

Schronisko: worek bez dna

W dużych miastach słowo „hycel” budzi fatalne skojarzenia. Gdyby po ulicach Warszawy latał facet z pętlą, pewnie ktoś by zareagował. Gdy dzieje się to 10 km dalej, nikogo nie obchodzi. Wyłapywaniem zwierząt zajmują się weterynarze, Miejskie Zakłady Komunalne, sami pracownicy schronisk. Są tacy, którzy nie skrzywdzą, podleczą, znajdą miejsce, a są tacy, dla których pies to tylko stawka od sztuki (100–800 zł). To kwestia przypadku, bo sam system jest chory. Hycel nie ma żadnego interesu w tym, by choć sprawdzić, czy zwierzę jest naprawdę bezdomne.

Rok temu Ewie Chowańczak z Milanówka uciekł z ogrodu labrador. Szybko dowiedziała się, że pies został odłowiony i odstawiony do schroniska. Gdy zadzwoniła spytać o niego, dowiedziała się, że psa odebrał właściciel. Gdy na miejscu próbowała dowiedzieć się, kto to właściwie był, najpierw usłyszała, że to ktoś z Brwinowa, potem, że z Błonia, a w końcu, że kierownik nie jest policjantem i nie będzie spisywał ludzi. W Urzędzie Miasta, gdzie poszła złożyć skargę, patrzyli na nią jak na wariatkę, która nie wiadomo o co się czepia, „takie rzeczy się zdarzają”. Pies się nie odnalazł.

Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt pies powinien przebywać w schronisku nawet dożywotnio, jego nieuzasadnione uśpienie jest przestępstwem. Konstrukcja prawna jest więc mniej więcej taka: zwierząt bezdomnych nie można uśmiercać, gminy mogą je wyłapywać i kierować do schronisk, ale łożyć na nie nie muszą. Według przepisów schroniska są więc czymś w rodzaju worka bez dna, który w dodatku powinien mieć zdolność samofinansowania. „Finansowanie wyłapywania bez finansowania schronisk może wydawać się korzystne z punktu widzenia doraźnych interesów małej gminy wiejskiej. W skali krajowej jest to koncepcja przestępcza. Trudno dociec motywów jej przyjęcia. Nie są znane żadne rzeczowe analizy problemu bezdomnych zwierząt, na których by tę koncepcję oparto. Wiadomo natomiast, że samo łapanie bezdomnych zwierząt nigdy nie rozwiązywało problemu. Realizacje tej koncepcji można zatem traktować jako manifestację brutalności wobec zwierząt i cynizmu w kierowaniu sprawami publicznymi” – czytamy w raporcie „Hycel 2004”.

– Zwierzę nie idzie do schroniska, żeby przeżyć, to fantasmagoria – twierdzi Tadeusz Wypych. – A dla schroniska podpisanie umowy z gminą to podpisanie cyrografu, który nawet największego miłośnika zwierząt przerobi na rzeźnika. Schronisko musi wówczas przyjąć wszystkie zwierzęta, które wyłapie hycel, a to oznacza, że albo musi usypiać, albo doprowadzić do takiego przepełnienia, że zwierzęta zaczną się zagryzać.

Pewnym wskaźnikiem funkcjonowania schroniska jest procent zwierząt utraconych (uśpionych, zbiegłych lub padłych). W polskich schroniskach średnia wynosi około 25 proc., ale są takie, gdzie sięga 60–70 proc., jak małe, ale przodujące w eksterminacji schronisko w Suwałkach czy łódzki moloch, w którym psy załatwiają te sprawy same. Zagryzień jest kilka dziennie.

Z jednej strony powstają nowe, komercyjne i dochodowe schroniska, wyspecjalizowane w likwidacji zwierząt. Z drugiej – azyle zakładane przez miłośników zwierząt, którzy nie mogąc spokojnie patrzeć na to, co się dzieje, pakują w to własne pieniądze, wyręczając gminy. Nie oznacza to, broń Boże, że gminy są im w jakiś sposób wdzięczne. Elżbieta Andrzejewska z fundacji Medor wraz z grupą przyjaciół założyła w Zgierzu schronisko dla około 50 psów. Nie usypiają, około 20 miesięcznie udaje się skierować do adopcji. Teren dostali od prezydenta miasta w dzierżawę na trzy lata. – Nie wierzył, że nam się uda, więc obiecał, że będzie się przyglądał i potem da dzierżawę wieczystą. Ale zmieniła się władza. Poprzedni prezydent był z SLD, a obecny z LPR i robił wszystko, żeby nam tę dzierżawę odebrać. Na razie ustąpił pod presją mediów, ale z drżeniem czekamy na nowe wybory – opowiada Elżbieta Andrzejewska.

Sterylizacja, głupcze

Nasze prawo w kwestii bezdomnych zwierząt to zbiór frazesów. Zabrania je usypiać, ale w żaden sposób nie określa, co z nimi robić. Polska jako jeden z niewielu krajów nie podpisała Europejskiej Konwencji Ochrony Zwierząt Domowych (ratyfikowały ją nawet Bułgaria i Rumunia), która w kilku punktach jest nawet mniej restrykcyjna niż nasze prawo, bo zezwala np. na eutanazję bezdomnych zwierząt, ale ma zapisy, których w naszym ustawodawstwie brak. Reguluje komercyjny chów, rozmnażanie i handel zwierzętami domowymi, a schroniska definiuje jako zakłady z zasady niedochodowe. Przyjęcie tego zapisu ograniczyłoby przynajmniej korupcję i robienie interesów na bezdomnych psach.

Druga rzecz to przepisy dotyczące schronisk, które dziś, mnożąc biurokratyczne bariery, promują molochy. Azyl pod Psim Aniołem, choć mógłby służyć za wzorzec działania schroniska (nie usypia, ma wysoki procent adopcji, bo bardzo aktywnie ją promuje), w świetle prawa w ogóle schroniskiem nie jest, choćby dlatego, że nie posiada spalarni zwłok. Państwo scedowało humanitarne traktowanie bezdomnych zwierząt na zapaleńców o zbyt miękkich sercach, ale w żaden sposób nie stara się im pomóc.

Dobry znak, że włączają się w to komercyjne firmy. Już drugi raz Stowarzyszenie na rzecz Odpowiedzialnej Opieki nad Zwierzętami Domowymi, wspierane przez Pedigree Pal i Stowarzyszenie Lekarzy Weterynarii Małych Zwierząt, organizuje akcję „Z psem za pan brat”. W kilku miastach Polski będą organizowane pikniki z Mobilną Kliniką Weterynaryjną, podczas których będzie można się dowiedzieć, jak prawidłowo żywić i pielęgnować psa. Interes firmy produkującej karmę i klinik weterynaryjnych jest oczywisty, ale z drugiej strony towarzyszy temu akcja edukacyjna na temat humanitarnego traktowania zwierząt, skierowana między innymi do nauczycieli szkół podstawowych, i akcja adopcyjna dla schroniskowych sierot.

Ale to wszystko daleko za mało. Bezdomne zwierzęta to żywioł, który mnoży się w sposób niekontrolowany, i jest tylko jeden sposób na to, by go opanować – masowa sterylizacja. Wydawałoby się, że to oczywiste, ale nie w Polsce. U nas z roku na rok rośnie liczba bezdomnych zwierząt, a wraz z nią nakłady na ich likwidację. „Pytaniem jest, czy te pieniądze mają trafiać, jak dotąd, do hycli i zakładów utylizacji, czy też być kierowane na zapobieganie zjawisku. Dla ilustracji warto zauważyć, że roczny budżet warszawskiego schroniska w 2004 r. wystarczyłby na sterylizację/kastrację dziesięciokrotnie większej ilości psów niż schronisko przyjęło w ciągu tego roku, zaś budżet na 2005 r. – obsłużyłby klientów schroniska na dwadzieścia lat naprzód. Czy zatem jakaś porównywalna suma przeznaczana na zapobieganie nie spowodowałaby rychło znacznego i trwałego spadku ilości zwierząt trafiających do schroniska?” – pyta Tadeusz Wypych z swoim raporcie. I jest to, niestety, wołanie na puszczy.

Są miasta takie jak Kraków, które co roku przeznaczają sporą sumę na sterylizację zwierząt. W Poznaniu sprawą tą zajęła się Alina Kasprowicz, starsza pani, która przeznacza na ten cel zyski z wynajmu kamienicy. W tej chwili na sterylizację schroniskowych zwierząt łoży miasto, a ona przeniosła działalność do podpoznańskich wsi. – Tam problem jest największy, bo suk nikt nie pilnuje, a potem w najlepszym wypadku topi się ślepe mioty albo likwiduje szczeniaki za pomocą łopaty. Te, które przeżyją, biegają głodne po lasach – opowiada. W zeszłym roku przeznaczyła 10 tys. zł na sterylizację psów w gminie Tarnowo Podgórne. Udało się przekonać lokalne władze, które dołożyły 2,5 tys. zł z własnego budżetu. Liczy, że w innych gminach radni także ją wesprą.

Ogólnopolski Dzień Sterylizacji Zwierząt, do którego włączyło się ponad 350 lecznic weterynaryjnych, pokazał, że istnieje potencjał, który byłby w stanie rozwiązać problem bezdomności zwierząt. Ale była to akcja społeczna, doraźna. Skala zjawiska jest zbyt wielka, by dało się ją załatwić w ten sposób. Potrzebna jest inicjatywa państwa; stworzenie koncepcji, opracowanie ogólnopolskiego programu, wreszcie skierowanie środków na ten cel. Należałoby wreszcie zmienić nieszczęsne rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji, które w 1998 r. reaktywowało instytucję hycla. Miało być humanitarnie, po kilku latach widać, że nie jest. W środku Europy pod szyldem schronisk działają mordownie bezdomnych zwierząt. W 2002 r. podjęto ostatnią próbę nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt. Próbowano przeforsować zapis, że zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom, ich humanitarne wyłapywanie i prowadzenie schronisk należy do zadań własnych gmin. Przepadł już w komisjach, słowo „humanitarne” wzbudziło podejrzenia parlamentarzystów. Dziś nie widać nikogo, kto byłby skłonny podjąć ten problem. Psy nie mają duszy ani teczek w IPN.

Joanna Podgórska
współpraca Agnieszka Sowa
Avatar użytkownika
Vel_Pan_Rekin
 
Posty: 1763
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-26, 06:34
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.

Re: Ciekawe artykuły

Postprzez Wydra » 2009-10-19, 21:12

Samo życie :-( :-(
Wydra
 
Ostrzeżeń: 0

Re: Ciekawa literatura

Postprzez iwona_k1 » 2009-11-25, 02:02

Postanowiłam tutaj zamieścić link do opisu przypadku chłoniaka u młodego psa,którego początkowym objawem było tylko młodzieńcze zapalenie pochwy,które dość często się stwierdza ,a nastepnie powiększenie rogu macicy,który osobiście przerabiałam z moją sunią kilka miesięcy temu.Przypadek pokazuje,że każdy psiak musi być traktowany indywidualnie i nierutynowo a chłoniak to bardzo podstepna choroba http://www.psy24.pl/index.php?s=2144
Avatar użytkownika
iwona_k1
 
Posty: 4394
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-11-23, 21:27
Lokalizacja: Sosnowiec
psy: Ursa Puchate Kreple,Zorn(*) Agis Petkowskie Wzg

Re: Ciekawa literatura

Postprzez iwona_k1 » 2009-11-25, 02:10

Postanowiłam tutaj zamieścić link do opisu przypadku chłoniaka u młodego psa,którego początkowym objawem było tylko młodzieńcze zapalenie pochwy,które dość często się stwierdza ,a nastepnie powiększenie rogu macicy,który osobiście przerabiałam z moją sunią kilka miesięcy temu.Przypadek pokazuje,że każdy psiak musi być traktowany indywidualnie i nierutynowo a chłoniak to bardzo podstepna choroba http://www.psy24.pl/index.php?s=2144
Avatar użytkownika
iwona_k1
 
Posty: 4394
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-11-23, 21:27
Lokalizacja: Sosnowiec
psy: Ursa Puchate Kreple,Zorn(*) Agis Petkowskie Wzg

Re: Ciekawa literatura

Postprzez Hekate » 2010-04-15, 21:04

Dla tych co szukają Genetyki w praktyce Willisa, ksiażka jest znowu dostępna, natrafiłam na jej ofertę w Karusku.
Hekate
 
Posty: 7153
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-12-26, 01:56

Re: Ciekawa literatura

Postprzez doraber » 2012-04-25, 09:44

Czasem jest ta książka dostępna na "allegro"-oczywiście używana..
doraber
 
Posty: 5
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2012-02-29, 09:35
psy: BRAKO

Re: Ciekawa literatura

Postprzez podles » 2012-08-12, 20:40

Ja miałam to szczęście i udało mi się ja dorwać na allegro :)
podles
 
Posty: 3
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2012-08-12, 20:36


Powrót do - Ciekawa literatura

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość