Przed chwilką Koja oszczekała wyimaginowany obiekt za płotem
mam nadzieję że to preludium poprawy.
Muzyka dla moich uszu.
Do rzeczy.
Dzisiejsze wyniki badania krwi są tragiczne: mocznik: ponad 502, kreatynina 11.2, czyli 100% więcej niż 4 dni temu.
Zatrucie postępuje z ogromną prędkością. Pwenie wielu postawiłoby na Koi krzyżyk.
Wet łaskawie zgodził sie porozmawiać z Neską i zaczeli współpracować. Szkoda że tak późno. Wywracał oczmi, mówiąc że dotychczasowe leczenie nie przyniosło rezultatów.
Koja dostała lek zalecony przez Neskę, jak Asia wspomniała.
W klinice po decyzji podania mannitolu okazało sie że nie mają tego na stanie,
więc kombinoswaliśmy na własną rękę (tu wielkie podziękowania dla Asi Mufkowej) i udało sie w niecała godzinę.
Koja nadal nie je, dostała dzisiaj lek na jadłowstręt - zobzavczymy czy zadziała.
Musi być mocno nawadniana, bo Ow manitol baaardzo wypłukuje wodę z organizmu.
Kroplówki dostaliśmy do domu, więc mamy mały szpital. Za chwilkę zaczynamy kolejna sesję.
Lapy wróciły do formy, dzisiaj był znowu problem z wkłuciem, okazało sie że szystkie problemy z łapami były związane z felernymi wenflonami, dzisiaj ma inny i nic ją nie boli. A już mi wmawiano że Koja ma dziwne żyły.
Zgroza.
Z Panią Agnieszką jestem w stałym kontakcie mailowo-telefonicznym. Ona też mnie podtrzymuje na duchu.
Kurcze, powiedzcie mi jaki namacalny dowód przekazać wetowi za pomoc. Pomaga a nie musi.
Jutro kolejne badanie krwi by spraswdzić czy mannitol działa.