REDI - z berneńczykiem pod pachę

Galeria z ogólnym dostępem. Można się tu pochwalić swoją pociechą!

Moderator: Apcik

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Cefreud » 2010-08-02, 17:20

piękny filmik pęknej historii....
Avatar użytkownika
Cefreud
 
Posty: 10797
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-24, 21:36
psy: CeFreud (*),Wall-e i Kubuś-sz koty,Pimki(*)

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Wydra » 2010-08-02, 18:25

Myślę, ze nadszedł czas aby przestać rozczulać się nad filmikiem ;-) :-D(choć jest piękny) i żądać fotek, jak długo jeszcze mamy czekac na ciąg dalszy :?:
Wydra
 
Ostrzeżeń: 0

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez kreska » 2010-08-02, 18:55

Roma napisał(a):Myślę, ze nadszedł czas aby przestać rozczulać się nad filmikiem ;-) :-D(choć jest piękny) i żądać fotek, jak długo jeszcze mamy czekac na ciąg dalszy :?:

o tak!drecz i mecz nas fotkami i opowiesciami :-D

pozdr
Avatar użytkownika
kreska
 
Posty: 5497
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-11-29, 23:48
Lokalizacja: Zielonka
psy: Fibi,Bibi,Balu,Lila,Lilawati, Solo i Łatka(*)
Hodowla: SOULBERN

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez aga.galin » 2010-08-02, 20:57

Roma napisał(a):Myślę, ze nadszedł czas aby przestać rozczulać się nad filmikiem ;-) :-D(choć jest piękny) i żądać fotek, jak długo jeszcze mamy czekac na ciąg dalszy :?:


No i masz! Roma - zdrajco - przecież wiesz, że wszystkie moje "sprawy do załatwienia" dotyczą tylko i wyłącznie życia forumowego (normalnie wciągnęło za nóżkę) ;-) :lol:
Teraz mi głowę zaprząta pewna pannica na DT, z którą dziś objeździłam wszystkich wetów (niech żyje prowincja!). Wczoraj trochę zmieniłam klimat wieczorem - i z czworonogów przerzuciłam się na desperackie ratowanie kwiatków mojej mamy na ogródku - szczególnie pelargonii, z których została kępka żółtych liści. Jakoś wątpię, żeby wpływ na to miał tylko brak podlewania przez tydzień :lol: No cóż - mają czas do soboty, żeby odżyć - wtedy wraca mama. Ostatecznie, albo czekają mnie w piątek wielkie zakupy w "Zielonym Ogrodzie", albo wszystko zwalę na psy :mrgreen:


Bardzo się cieszę, że film wam się spodobał. Nie spodziewałam się tylko, że równie mocno was wzruszy - no że mnie wzrusza, to oczywiste, bo ja jestem w tym temacie totalnie subiektywna :lol:

Ale macie rację - rzucam się torpedowo do ogarnięcia chałupy (czy ja się kiedyś doczekam, że nastanie wieczór, a ja nie będę miała bajzlu w salonie?) - i zasiadam do pisania.
Avatar użytkownika
aga.galin
 
Posty: 485
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-02-07, 00:15
Lokalizacja: Goleniów k.Szczecina
psy: REDI, PETRA, BASTER [*] i ...

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Danka2208 » 2010-08-02, 21:39

No święty czas, :mrgreen: weź się kobieto za pisanie bo ile można czekać :?:
Avatar użytkownika
Danka2208
 
Posty: 912
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-05-02, 23:38
Lokalizacja: okolice Raciborza
psy: Frodo
Hodowla: Pamajo Canis Familiris

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Wydra » 2010-08-02, 21:53

Jezu!!! faktycznie jestem jędza, przecież zapomniałam o zadaniu które zostało na Ciebie nałożone przez strażnika skarpety-przepraszam ;-) co w żadnym przypadku nie zwalnia Cię od wstawiania choć kilku fotek hihihi
Wydra
 
Ostrzeżeń: 0

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez aga.galin » 2010-08-04, 23:37

Kochani - tak, jak obiecałam, piszę nieustająco w każdej wolnej chwili. Daliście mi wolną rękę, a mnie poniosło jak zwykle z ilością i już zaczynam sama siebie przerażać. Tak bardzo chciałam opisać Wam swoje wakacje u Romy, a dobrnęłam tylko do samego wyjazdu :-/ Wyszło trochę berneńsko, trochę osobiście - sama nie wiem...

Wrzucam to, co napisałam - i dziubię ciąg dalszy - jak będziecie chcieli, wrzucę jeszcze - najwyżej się zrobi opowiadanie w odcinkach, co mi tam ;-)

Pozdrawiam :-D A najcieplej Romę :mrgreen:
Ostatnio edytowano 2010-08-04, 23:43 przez aga.galin, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
aga.galin
 
Posty: 485
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-02-07, 00:15
Lokalizacja: Goleniów k.Szczecina
psy: REDI, PETRA, BASTER [*] i ...

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez aga.galin » 2010-08-04, 23:42

JEDZIEMY NA WAKACJE

W środę wieczorem, jako osoba nad wyraz zorganizowana i przewidująca, przytargałam z piwnicy walizki i porozstawiałam na podłodze w salonie... Taaa... Skoro wakacje zostały zaplanowane w lutym, od kwietnia już się nie mogłam ich doczekać, myślę, że środa była jak najbardziej odpowiednim dniem na rozpoczęcie pakowania. Z drugiej strony, zadziwiło mnie bardzo, że jestem na tyle podekscytowana całym tym wyjazdem, że nie potrafię się skupić nad listą potrzebnych rzeczy. Cholera, może jednak trzeba było zacząć pakować się we wtorek? No nic - pójdziemy na żywioł i będziemy pakować się spontanicznie! Tzn. najpierw wrzucamy to, co oczywiste, a potem mamy jeszcze dwa dni, żeby dorzucać to, co się przypomni!
Po 30 minutach Marcin z rozgoryczeniem ogarnął wzrokiem pobojowisko w salonie i stwierdził kategorycznie, że w naszym kombi nie pomieścimy się absolutnie. Jakże byłam zaskoczona, zważywszy na fakt, że nie poznosiłam jeszcze nawet do końca pierwszej partii - czyli tego, co miało być oczywiste. Wyrzut w moich oczach szybko wygonił Marcina do kuchni. Wyrzut - ba! Bez dziamgania pod nosem się nie obyło - sobie wybrał auto, rodzinne podobno, a ja mam może w dziadówę się spakować na wakacje?...
Na szczęście (jego oczywiście) szybko obmyślił niecny plan wymontowania z tyłu środkowego fotela - tym sumptem dostałam pozwolenie na spakowanie nas w dwie walizki.
Atmosfera stopniowo gęstniała, a emocje sięgały zenitu. Przemknęła mi tylko myśl, że przy takiej tendencji wzrostowej, najpóźniej o czwartej nad ranem w piątek eksploduję po prostu z nadmiaru ów emocji. Nie tylko ja zresztą - Redi też jakiś podekscytowany się zrobił. Chociaż... Nie, to chyba nie podekscytowanie? Przyjrzałam mu się dokładniej, jednocześnie zastygając w bezruchu z kompletem Hanusinych majtek w lewej dłoni. Leżał wkomponowany w bajzel w salonie i sapał niemiłosiernie. Duży faflun śliny wisiał mu z pyska. Cmoknęłam na niego raz, ale nie zareagował. Cmoknęłam ponownie - najwidoczniej znowu w eter, bo reakcji się nie doczekałam... Jego rozbiegane spojrzenie próbowało ogarnąć to, co zdążyłam uczynić z salonu. On miał najnormalniej obłęd w oczach!... Ja sama natomiast poczułam się w pierwszej chwili zdezorientowana. Rozważyłam jeszcze ewentualność, że to potrzeby fizjologiczne i pragnienie spaceru tym spowodowane, tak na niego działają. Przyjęta teoria uspokoiła mnie całkowicie. Marcin został natychmiast zobligowany do wyjścia, a chcąc uniknąć mojego dziamgania, lub też, broń Boże, zaprzęgnięcia go do pomocy przy pakowaniu - prośbę mą spełnił prawie natychmiast.
Po powrocie pies nadal sapał - ale głupio raczej by było, gdyby nie sapał po harcach wieczornych na łące... Tak więc dałam mu spokój, mimo, że znowu ulokował się pomiędzy walizkami, a przy okazji na mojej sukience. Było już po 23.00 kiedy walizki, nie wiadomo jakim cudem, wypełniły się po brzegi, a sterty wokół wcale nie zmalały. Ogłosiłam kapitulację i poszłam spać.
Kiedy rano zeszłam do salonu - Redi leżał w dalszym ciągu w samym centrum pobojowiska, sapał niemiłosiernie i równie niemiłosiernie się ślinił. Hmmm...
- Marcin, czy on się załatwił wieczorem? - wrzasnęłam wpatrzona w schody, żeby usłyszał mnie w sypialni.
- Nooo... - odwrzasnął, choć zdążył w międzyczasie opuścić sypialnię i pojawić się na schodach, przez co jego wrzaśnięcie było dużo mniej subtelne, niż moje.
- A miał rozwolnienie? - dodałam już normalnym tonem.
- Nie.
- To czemu tak sapie?!!! - spytałam z wyrzutem.
- Czy ja wiem? Jego zapytaj. - odpowiedział spokojnie wymijając mnie przy schodach i podążając w kierunku kuchni.
"Jego zapytaj" - ot mi odpowiedział. Się cynizmu z rana zachciało. Nie! Nie będę panikować! Wszystko jest w porządku, pies jest zdrowy, jutro jedziemy na wakacje, a w kuchni czeka na mnie kawa!

_______________________________________________________________

Po powrocie z pracy zastałam miskę z nietkniętym jedzeniem i psa pełnego euforii na mój widok. Euforia? U mojego Rediego? No, Redi potrafi się cieszyć na widok człowieka, i owszem, ale nauczone samodzielności, stateczne dorosłe psisko nie skakało jak głupie na 'Dzień dobry', nie popiskiwało, nie szczekało i zazwyczaj powitanie trwało nie dłużej jak 3 minuty... A teraz siedziałam od 15 minut na krześle w kuchni (nadal w butach, bo nie miałam ich jak zdjąć), a on wcale nie miał zamiaru zejść z moich kolan.
No cóż... Patrząc na całą sytuację z perspektywy psa, szybko wyciągnęłam odpowiednie wnioski. Żadna to choroba, czy przypadłość jelitowa, a 'stresus pospolitus maksimus'. Redi - włóczykij i obieżyświat w obrębie swojej wsi, podróżował z człowiekiem niewiele - podróżował do schroniska, podróżował do Irka, później z Basiąlukasek do Eli, a Ela zabrała go w najdłuższą podróż życia - do mnie... O kolejnej podróży świadczyła rewolucja salonowa, podekscytowanie pańciostwa, jakiś dziwny zgiełk temu towarzyszący - wszystko to zbyt intensywne, by myśleć, że chodzi tylko o spacer - coś było na rzeczy, coś zawisło w powietrzu i on to wiedział... A kolejna podróż oznaczała dla niego tylko jedno - zmiany!
Żal mi się psiska zrobiło. Jakakolwiek próba zmniejszenia jego stresu nie miała najmniejszego sensu. Przecież nie byłam w stanie mu tego wytłumaczyć... Przecież pocieszanie, przytulanie tylko spotęgowało by jego stres... Musiał niestety przez to przejść... Mogłam mieć tylko pretensje do siebie, że nie rozegrałam tego bardziej subtelnie... Wkrótce miał się przekonać, że jest nasz na zawsze... Walizki wyniosłam na piętro, zgodnie z zasadą 'co z oczu, to z serca'. Trochę pomogło. Dobrze, że to już czwartek.

Matko, to już czwartek! A sporo rzeczy zostało jeszcze do załatwienia! Całe popołudnie spędziliśmy poza domem, głównie na zakupach wszelakich. Zakupy zrobiliśmy. Legitymację ubezpieczeniową podbiliśmy. Bagażnik na dach pożyczyliśmy (nie ma mowy, żebym 4 osoby i psa zmieściła w 2 walizkach - absolutnie). Zaświadczenie o prawie do głosowania wzięliśmy. Samochód popsuliśmy. Tak - samochód popsuliśmy ewidentnie i bezdyskusyjnie, a w zasadzie peguot wykonał komendę 'auto zdechło' - tak po prostu, bez uprzedzenia, bez oporów najmniejszych i bez wyrzutów sumienia jakichkolwiek względem rodziny w niego zapakowanej na trasie Szczecin - Goleniów. Ja się nie znam, nie wiem co się stało. Marcin może trochę się zna - ale co się stało, też pojęcia nie miał. Po 40 minutach postoju na poboczu i desperackich prób okiełznania 'drobiu' z tyłu auta, które jakby na złość jęczało: 'Kiedy jedziemy? Ja chcę pić! Mi się nudzi! Muszę siku!', zatrzymał się jakiś młody człowiek z propozycją pomocy - i on miał pojęcie. Do domu w końcu jakoś dotarliśmy. Peguot przez całą drogę kpił z nas bezlitośnie: 'zaraz zdechnę, zaraz zdechnę'. Wredne auto. Jak tak można w ogóle?!!! Przecież ja mam wakacje zaplanowane od lutego, od kwietnia nie mogę się doczekać, a ta franca musiała się popsuć dzień przed wyjazdem?!!!

W domu popiskująco-szczekający czekał Redi. Hanka padła na rękach. Konrad był głodny. Walizki w dalszym ciągu kipiały zawartością, a sterty, które zostały wyniesione na górę - nadal nie chciały się zmniejszyć. Marcin? Marcin desperacko próbował zorganizować naprawę auta. Peguot - sprytna bestia - wiedział, jak się popsuć, żeby nam życie utrudnić. Naprawa miała trwać 15 minut, kosztować niewiele i była tak banalna, że aż zadziwiająca. Poza jednym drobiazgiem - ów część, którą wymienić należało, nie była dostępna w żadnym sklepie, ani warsztacie - tylko w firmowym serwisie w Szczecinie, nota bene - na zamówienie... Zamówić się udało, wyżebrana dostawa - w piątek około 10.00 rano (więc pierwotna wersja wyjazdu o świcie legła w gruzach). Zajęłam się tym nieszczęsnym pakowaniem, żeby nie skupiać się na tym, jak bardzo jestem wściekła.

_____________________________________________________________________

Mimo licznych przeciwności losu - byliśmy w końcu gotowi do drogi. 40 minut trwało wynoszenie bagaży i upychanie ich do auta - i to dosłownie upychanie. Mi osobiście towarzyszył nastrój niedowierzania. Jakoś cały czas miałam wrażenie, że za chwilę coś się stanie. Tylko czekałam. Reszta rodziny, łącznie z Redim, zajęła się warczeniem. Warczeniem na siebie nawzajem, warczeniem na przedmioty martwe, warczeniem na pogodę, warczeniem na co się dało. Redi... Tak, tak - Redi też warczał, ale głównie w kategorii 'na siebie nawzajem' - przedmioty martwe i pogodę pomijając. Od czwartku nadal nie jadł, tylko sapał i się ślinił niewyobrażalnie. Biedne moje kochane. Pilnował nas na każdym kroku, jak cień...

No w końcu! Jedziemy!!! Witaj przygodo! Witaj Romo! Buty na nogi i w drogę! Jeszcze tylko Rediego przypiąć na smycz. Ale Redi pod stołem w kuchni kategorycznie odmówił wyjścia spod niego z własnej woli. Cmokam, wołam, pada w końcu komenda: 'Redi, do mnie'. Wygramolił się z wyraźną niechęcią, zrobił 3 kroki i zatrzymał się, zastanawiając się zapewne, czy nie uciec z powrotem pod stół. Posłuszne psisko, wbrew własnej woli, podeszło w końcu do mnie, jak do swego kata i oprawcy. Dokładnie ten sam rytuał przeszliśmy przy wychodzeniu z domu, potem przy przejściu przez furtkę, przy samochodzie już nic nie pomogło. Niech nikt absolutnie nie waży się mi kiedykolwiek powiedzieć, że pies nie potrafi czuć, tak jak człowiek!... Tyle bólu w oczach nigdy nie widziałam, co tamtego dnia przy samochodzie w oczach mojego Rediego... I wszystkim nam zrobiło się jakoś tak cholernie i niewyobrażalnie przykro z tego powodu... Kiedy zaczął na nas warczeć, serce mi pękło na pół. Nagle podróż ku wielkiej przygodzie była już tylko drogą przez mękę mojego psa... Wiedziałam, że będzie dobrze, że będzie to najważniejsza lekcja dla niego z poczucia bezpieczeństwa i wiary w to, że jest dla nas kimś bardzo ważnym - dlatego nie zważając na jego opór, na rękach wsadziliśmy go siłą do samochodu...

c.d.n. :mrgreen:
Avatar użytkownika
aga.galin
 
Posty: 485
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-02-07, 00:15
Lokalizacja: Goleniów k.Szczecina
psy: REDI, PETRA, BASTER [*] i ...

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez mysza » 2010-08-05, 00:27

O kurczę, ale przygody...
Najlepsze ma się właśnie zacząć, a tu "c.d.n".. ;/ Czekam niecierpliwie na dalsza część :mrgreen:
Całusy dla Rediego.
Avatar użytkownika
mysza
 
Posty: 123
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-08-31, 22:24
Lokalizacja: Poznań
psy: Franco

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Majszczur » 2010-08-05, 07:22

biedne kochane psisko... pewnie pomyślał, że jedzie do kolejnej stacji przeładunkowej w swoim życiu... brakuje mu jeszcze jednej cegiełki do umocnienia w wierze, że Wasza Rodzina to Jego ostatnia przystań...
Avatar użytkownika
Majszczur
 
Posty: 4678
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-10-16, 19:00
Lokalizacja: Warszawa
psy: BPP: BERTA (*)... GRANDA (Princess Lovely Lady)

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez kerovynn » 2010-08-05, 09:46

Co było dalej?????
plizzzzzz..... :-D
bo ja się happy endu nie mogę doczekać.... :-D :-D
aga.galin napisał(a):Niech nikt absolutnie nie waży się mi kiedykolwiek powiedzieć, że pies nie potrafi czuć, tak jak człowiek!...

nooo... ode mnie tego na pewno nie usłyszysz.
Avatar użytkownika
kerovynn
 
Posty: 5300
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-03-06, 13:09
Lokalizacja: Poznań
psy: DSPP Ester Czandoria Ogar Pl Nokturn Olfactus

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez kreska » 2010-08-05, 09:53

Aga nie wiem czym sie zajmujesz zawodowo ale kobitko pieknie piszesz wiec piszzzzz :-D tylko prosze o dluzsze odcinki w krotkich odstepach lub odrazu cale opowiadanie :-D

pozdr
Avatar użytkownika
kreska
 
Posty: 5497
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-11-29, 23:48
Lokalizacja: Zielonka
psy: Fibi,Bibi,Balu,Lila,Lilawati, Solo i Łatka(*)
Hodowla: SOULBERN

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Roxanka » 2010-08-05, 10:25

kreska napisał(a):Aga nie wiem czym sie zajmujesz zawodowo ale kobitko pieknie piszesz wiec piszzzzz :-D tylko prosze o dluzsze odcinki w krotkich odstepach lub odrazu cale opowiadanie :-D

pozdr


Popieram w 100% :-) i czekam na cd.
Avatar użytkownika
Roxanka
 
Posty: 2938
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-10-01, 23:25
Lokalizacja: Warszawa
psy: TUNDRA Maltabar [']

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez annasm » 2010-08-05, 11:12

Z niecierrrrpliwością...
Avatar użytkownika
annasm
Administrator
 
Posty: 4735
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-11-17, 17:31
Lokalizacja: Warszawa
psy: CHUCK Tanais(*), WINNIE(*) I COOPERS CHOICE

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Hekate » 2010-08-05, 14:57

Ależ to nieładnie tak stopniować napięcie, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :-D
Hekate
 
Posty: 7153
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-12-26, 01:56

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Kinga & Panda » 2010-08-05, 15:49

Po powrocie będzie wiedział, że tu gdzie teraz przebywa, jest tego dom. ;-)
Achh, ja też czekam! :-)
Avatar użytkownika
Kinga & Panda
 
Posty: 471
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-05-07, 20:09
psy: Panda, Dżeki

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez EwaM » 2010-08-05, 16:14

Też jestem pod wrażeniem Twego literackiego talentu i wielkiego serca :-) Bardzo czekam na dalsze relacje :-D
Avatar użytkownika
EwaM
 
Posty: 2852
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-12-13, 15:40
Lokalizacja: okolice Warszawy
psy: Nera-prawie BPP i Bora-prawie bokser:))))

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Wydra » 2010-08-05, 18:36

Agusia,słońce Ty moje,może zamiast pisania wsiadaj w samochód i heja na Jaśkową :-D
Wydra
 
Ostrzeżeń: 0

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Danka2208 » 2010-08-05, 21:45

Aga ty to jak w filmie w najciekawszym momencie koniec, weź kobieto zlituj się i napisz ciąg dalszy
Avatar użytkownika
Danka2208
 
Posty: 912
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-05-02, 23:38
Lokalizacja: okolice Raciborza
psy: Frodo
Hodowla: Pamajo Canis Familiris

Re: REDI - z berneńczykiem pod pachę

Postprzez Dagmara » 2010-08-05, 21:48

Aga kiedy ciąg dalszy ?? Tylko nie każ zbyt długo czekać :-) Oj masz kobieto talent... i pewnie nie tylko do pisania :-D
Miziańce dla piesuńcia ;-)
Avatar użytkownika
Dagmara
 
Posty: 260
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-05-12, 17:28
Lokalizacja: ok. Płocka
psy: Bajka

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Galeria psiaków

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości