Dziekuje wszystkim za slowa otuchy. Strasznie ciezko sie tu zaglada - lzy jeszcze bardziej cisna sie do oczu. Nie potrafie przestac plakac, dalej to do mnie nie dociera. Nie wiem co sie stalo, a raczej dlaczego Edziu odszedl. To takie niesprawiedliwe- nie potrafie sie pogodzic z jego smiercia  

 byl dla mnie wszystkim, byl najwazniejszy na swiecie. 
 Juz nikt mnie nie wypatruje w oknie, 

  nie bije na alarm ogonem po scianach przedpokoju ze przyjechalam,  nie zabiera torebki i nie paraduje z nia radosnie po mieszkaniu. Nie chodzi za mna jak cien. 
Ani mnie nie zegna tesknym zwrokiem z pyszczkiem na parapecie jak odjezdzam. 
    
Przez caly czas jak byl w klinice tego mi brakowalo, ale byla ta swiadomosc, ze wroci i bedzie jak dawniej. Ale to juz nie wroci. Mam przed oczami jego wzrok, ze go znow zostawiam, wzrok pelen bolu i strachu. Obiecalam mu ze wroce po niego. Ale nie zdazylam  
 
  