anula napisał(a):Pojawił się ten problem w innym temacie. Bardzo mnie zaintrygował ten szczególny czas, w okresie szczenięcym, kiedy psy okazują lęk w różnych sytuacjach. Ciekawi mnie czy ten "wiek duchów" przechodzi sam, jako etap rozwojowy, czy niewłaściwie postępując można go utrwalić i tym samym wychować lękliwego psa? Czy też lękliwość to odrębny problem? Jak zdefiniowalibyście lękliwego berna, a jak berna pezechodzącego etap zwany "wiekiem duchów"? Czy każdego berna on dotyczy i jak długo trwa?
Bardzo ciekawy wątek. Moja Amba zmusiła mnie niegdyś do roztrząsania tego problemu. Moje doświadczenie i wiedza zaczęrpnięta w tym czasie zbiega się z tym, co obserwujecie u swoich psów . Spróbuję to uporządkować.
Każdy pies rozwija się inaczej, zgodnie z genetycznymi uwarunkowaniami i warunkami zewnętrznymi. To widać już w miocie szczeniąt. Ale są szczególne okresy w procesie rozwoju, kiedy zwierzę jakby przekraczało jakieś progi. W wieku 8-12 tygodnia (różnie w literaturze) szczeniak poznaje strach. Wcześniej wszystko co przeżywał(poza bólem), było "normą" i wdrukowywało się w świadomość jako pozytywne doświadczenie. Zdolność odczuwania strachu jest koniecznym etapem, żeby zwierzak rozpoznawał zagrożenia i nauczył się swojej taktyki reagowania na nie. Hodowca stara się maksymalnie poszerzyć te wczesne doznania aby "normą " objąć to wszystko, co dla zwierzęcia jest konieczne, żeby nauczył się żyć w skomplikowanym i dalekim od natury świecie ludzkiej cywilizacji. Dlatego Zuza stawia kojec w gościnnym pokoju, dlatego oswaja się malce z hałasami, odkurzaczem, samochodem , ludzkimi dłońmi i ludzkimi zwyczajami, takimi jak patrzenie w oczy itp
Czasem, kiedy pies ma odpowiednią socjalizację , silną konstrukcję psychiczną i sprzyjające warunki, te wczesne doświadczenia wystarczają dla dalszego harmonijnego rozwoju i kolejny próg jakim jest " wiek duchów" pokonuje niezauważalnie.
To pojawia się pomiędzy 4-8 miesiącem ( znów różnie) i wygląda, jakby faktycznie pies widział duchy. Nagle przeraża krzaczek, koło którego dotąd biegał, straszy własny cień, pies zachowuje się jakby słyszał jakieś głosy itp. To może trwać parę dni a może i 2,3 miesiące, ale nie słyszałam, żeby dłużej niż po ukończeniu roku. Jeśli w tym czasie takie lęki się wzmocni, na przykład bólem (szarpanie), hukiem, dodatkowym nieprzyjemnym bodżcem lub zbytnią presją psychiczną, to może się to stać fobią albo dziwactwem, które potem trzeba leczyć i eliminować przez odczulanie. W tym okresie lekarstwem jest podnoszenia pewności siebie psa, unikanie przykrych doświadczeń, zrytualizowanie dnia. Czasem trzeba zwolnić z szkoleniem i odpuścić niektóre ćwiczenia, pozostawiając tylko te, które przynoszą sukces psa.
"Wiek duchów" może ujawnić się zarówno u silnych psychicznie psów jak u lękliwych. Ja to sobie tak tłumaczyłam jak etap " teraz już jestem dużym psem i nikt mnie nie obroni, więc muszą sam bez przerwy być czujny i nie przeoczyć niczego" Dlatego postawiłam na rozwój samodzielności, budowanie zaufania do człowieka ( sama witałam się z obcymi, nie zmuszając do tego psa, podchodziłam do obszczekiwanego krzaczka i siadałam przy nim nie zwracałam uwagi na psiego bachora, a gdy w końcu podchodził, to wielka radość i zabawa)
Mam nieodparte wrażenie, obserwując wiele psów w tym wieku, że doświadczanie wieku duchów związane jest bardziej z wrażliwościa psa niż z jego charakterem. I że często występuje u psów bardzo silnie związanych emocjonalnie z właścicielem. U mojej Amby na ten moment nałożyły się zmiany miejsca pobytu związane ze szkoleniem (miała być assistem) . Gdyby nie mądre decyzje podsunięte mi przez doświadczonych szkoleniowców i behawiorystów, to pewnie wychowałabym lękliwego psa. Ale w tym czasie Amba nie okazywała zachowań typowych dla lękliwego zwierzęcia. Na strachy reagowała obszczekiwaniem, ucieczką, mniej lub bardziej gwałtowną, znieruchomieniem
i całą gamą CSów. W całkiem nowe sytucje wchodziła jednak bez lęków, nie popiskiwała, nie posikiwała, nie kładła się do góry brzuchem. Pokonawszy ducha, przybierała szybko pozę swobodną, z luźnym ogonem i uszami.
Jestem przekonana, że wychowanie berneńczyka , psa silnie związanego z człowiekiem i otoczeniem, przeznaczonego do pilnowania siedzib, samodzielności w ocenie sytuacji, powinno uwzgłędniać te cechy do których rasę stworzono, ale i indywidualne cechy szczeniaka. Jednemu trzeba dodać animuszu, innemu utrzeć nosa. Ale ja nie wybierałabym metod siłowych. Bardziej niż na określonych zachowaniach, zależy mi na porozumieniu z psem. Stałe ćwiczenia i zabawy służą do rozpoznawania możliwości i tak naprawdę do wzbogacania tego czasu, jaki jest nam dany. Szarpanie psa za kark, znaczy tyle, co zabiję cie - czy to miałabym powiedzieć mojemu miśkowi? Wolę pogłowić się jakim sposobem dać mu znać że przekroczył granicę, nie wywołując lęku przed sobą i światem.