przez Alicja i Spartki » 2013-01-07, 00:56
Każde z was ma racje i mimo tak trudnej dla mnie sytuacji ciesze się że rozmawiamy na temat starosci naszych psich przyjaciół.Może doświadczenia które nas dotykają pomogą chociaż na krótki czas przedłużyć życie czworonożnemu psijacielowi a kiedy nadejdzie ten ostateczny czas /jak napisał Przemek,mADZIA I WIELU Z WAS/ pomóc mu przejść za tęczowy most.
Boję sie takiej decyzji strasznie,tłumaczę sobie ze kiedy nadejdzie taka chwila to moim wrecz obowiązkiem jest ulżyć przyjacielowi w cierpieniu.Możecie mi wierzyc że nie ma dnia żebym się o spartka nie modliła,prosze Boga tylko o to żeby mi przez łzy które płyną pozwolił zobaczyć ten czas.
Jestem tylko człowiekiem ze słabosciami ułomnoscami ale także z ogromną milością i przywiązaniem do Spartunia .
W sylwestra mąż pojechał o 5 rano do Kostrzynia bo wiadomo bale a wysiadło światło i prosili o pomoc.Ja wstałam przed szóstą zeby wyprowadzić dziadziusia na siku bo tak zawsze wstaje.Podeszłam rozmasowałam mu łapki i chciałam go postawić,niestety nic z tego nie wychodziło .Spartek po prostu rozjerzdzał sie na podłodze za nic nie mógł sie podnieść.Mi nie miał kto pomóc a on sam nie dawał rady.Dopiero o siódmej trzydziesci udało mi sie postawic go na łapki i powolutku wyjść z mieszkania,na dworze załatwił swoje potrzeby ale w miedzy czasie jeszcze dwa razy sie przewrócił Byłam tak zrospaczona że podięłam decyzję o eutanazji.Zadzwoniłam do weta opowiedziałam całą sytuację i powiedział ze po pracy około 16 przyjedzie Spartunia uśpić.Zeby nie patrzeć dzidziuniowi w oczy pojechalam do pracy do sklepu robić dalej remament.ale co to za robota jak nic nie widzialam na oczy bo tak płakalam a oczy mialam opuchniete jak banie.jedynie co widzialam tonieublagalnie przesuwajace sie wskazówki zegarka.W głowie walący młot i tylko jedno pytanie ,,,,,,,,,,,,,czy postępuję słusznie,,,,,.wiedziałam jedno ze musze coś zdecydować do momentu kiedy doktor nie wyjedzie z weterynarii bo już wtedy nie bedzie odwrotu. Zostawiałam robotę w cholere wsiadałam w samochód przyjechałam do domu.Spartuś spał spokojnie w kuchni na swoim chodniczku obudziłam go z płaczem i powiedziałam,,,,,,nie chce sie jeszcze z tobą żegnać rozumiesz ,nie chce,może to twój czas ale jeszcze nie mój rozumiesz,przypięłam mu smycz i powiedziałam,,,,,,,,,,, jak mnie kochasz to wstaniesz i pojedziemy po ratunek,,,,,,,i chyba zrozumiał podniósł przednie łapki ja mu pomogłam i wstał za pierwszy razem.Powoli poszlismy do samochodu pomogłam mu wsiąsć i pędem ruszyłam.Z miejsca zadzwoniłąm do doktora że przyjedziemy.W lusterku patrzyłam w te kochane mądre oczy patyrzące na mnie z luboscią i zdziwnieniem.Boże jaka slaba była rano moja wiara w niego jak szybko sie poddałam.Spartek w weterynarii wysiadł przy naszej pomocy z samochodu ,jak zobaczył doktorka zadowolony pomachał ogonem , do środka juz nie wchodziliśmy bo tam są płytki zeby go nie obciążać.dostał kolejny zastrzyk i receptę na leki.doktor powiedizal do niego wzruszony ,,,,,,,kochany druchu jak miło cie widzieć jestes dzielny chlop,,,,,i słowa uwiezły mu w gardle,,,,..Dzis mamy już 6 sty6cznia leki pomogly na tyle ze spartuś wstaje za pierwszym razem ,oczywiscie mu pomagam wychodzimy i sobie troszeczkę pochodzi,sam bez smyczy.Wraca do domu tak szczesliwy usmiechnięty ,oczy blyszczą radoscią wcina swoja miseczkę ugotowanych warzywek i spokojnie zasypia.Nie wiem ile jeszcze mamy dla siebie czasu kocham go strasznie ciesze sie każdym dniem i wiem ze jeszcze on sie cieszy ze jest z nami.
dzis wiem jak wielkim jest dla mnie darewm jak cudownym nauczycielem.Kiedy w sylwestra miał odejsc i poszłam do taty podać mu leki bo jest bardzo chory/ajcchajmer/ a mama w szpitalu,nieopatrznie mu powiedziałam ze jestem zmuszona uspić spartunia.Tato popatrzył na mnie i mimo ze od dłuższego czasu myli mnie z moja córką ąnią zrozumial co mówię i strasznie sie rozpłakal.Przytuliłam go do siebie i plakaliśmy oboje a on powtarzał w kółko,,, alu nie alu nie jeszcze,on jest lepszy niż niejeden człowiek,,,,,w tym momencie zrozumiałam jak bardzo kocham swoich rodziców ,może nie powinnam tego mówić czy pisać przecież to normalne ze kocham ale ja to dosłownie zobaczyałam, zobaczyłam że dzieki zwykłemu psu dotarlo do mnieto co jest tak zwyczajnie najnormalniejsze w świecie jak bardzo,bardzo ich kocham jak bardzo są mi bliscy.Boże przepraszam pewnie błedów w tym moim pisaniu co nie miara ale cóż jutro poprawię .Dla mnie najwazniejsze jest to ze moj wet mówi do mojego psa ,,,,,,,,mój druchu ,,,,,mój tatko choć tak chory ale jeszcze go kojarzy z dobrocią mój mąż kiedy zadzwonił i sie dowiedzial ze spartek zyje,powiedzial ,,nigdy nie myslalem ze mozna tak kochać psa,,,,,,,.Myslę że razem jesteśmy sILNI na jak długo,,,,,,,,, powtARZAM NIE WIEM,,,,,,,,,,,,