Uffff, no to po wszystkim.
Już opowiadam.
Z narkozą wziewną nie udało się - ten lekarz "nie lubi" stosować tej maszyny do narkozy wziewnej, no cóż, to jego robota i ma prawo mieć przyzwyczajenia.
Jak powiedziałam o obawach związanych z usuwaniem kamienia i zabiegiem chirurgicznym to mnie troszkę wyśmiał. Już nie będę się zagłębiać w szczegóły na ten temat.
Koja cały czas była utrzymywana w płytkiej narkozie (żeby jej głupoty do głowy nie przychodziły) i dodatkowo miała miejscowo znieczulone tylne łapy.Jeden pazur poszedł superszybko, z drugim był problem bo był umiejscowiony dość nisko przez co wet musiał jakoś głębiej ciąć, dłutować czy jakoś tak.
Przed zabiegiem było RTG:
łokcie wyszły super, co do bioderek wet ma watpliwości (podobno ma doświadczenie głównie z ONkami a berny ponoć mają troszkę inną budowę więc dlatego brak pewności), jednka z jego pktu widzenia nie ma dysplazji -dowiemy się za jakiś czas gdy Siembieda oceni (teraz podobno jest na nartach
)
Z kamieniem był mały problem - nie dlatego że Koja ma złogi jak w jaskini Raj, ale dlatego że właśnie w tym czasie przywieziono do lecznicy mocno poturbowanego piesia z wypadku i (chyba każdy to zrozumie) waqżniejsze było ratowanie życia niż zabvieg kosmetyczny. Najbardziej widoczny kamień udało sie usunąć, nie było polerowania.
I ciekawostka - lekarz stwierdził że kamień jest jakiś taki ...miękki - tu podziękowania dla Beatki która poleciła odpowiedni preparat, a który dwukrotnie zastosowaliśmy, TO DZIAŁA.
Kojka czuje sie dobrze, wczoraj troxche oszołomiona była, ale dzisiaj już szajba na maxa. ten opatrunek nie wytrzyma do środy
Dziękuję wszytkim za otuchę i rady.
uffff